sobota, 25 października 2014

Rozdział 25/Agnes

Ani Seth, ani Jerome nie zwrócili uwagi na Willow. A przynajmniej na początku.
- Anubis... on wie czym to grozi - powiedział Seth patrząc z uwagą Victora. Mężczyzna wybudził się, ale najwyraźniej nie bardzo wierzył, w to, co zobaczył. Mara natomiast siedziała już na łóżku przysłuchując się rozmowie.
- Anubis to szaleniec! Dobrze o tym wiesz! - wręcz krzyknął Jerome. Dla niego akurat ten bóg nigdy nie był inny, ale Seth znał go o wiele dłużej.
- Nie rozumiesz. Anubis nie był taki. Zaczęło się niedawno. Ja też pożądałem tego pierścienia i nawet go miałem. Wtedy właśnie Anubis mi go odebrał i dał na przechowanie śmiertelnikom. Widział, co ten pierścień ze mną robił. Zabiłem Ozyrysa, chciałem walczyć z Ra, z Apopisem... Uważałem się za niezwyciężonego i pewnie taki byłem, tylko... tylko że problemem było to, że nie potrafiłem nad tym zapanować. Anubis był wtedy naprawdę młody. Nawet jako śmiertelnik byłby dzieckiem. Nawet przy nim nie udawało mi się zapanować nad mocą pierścienia. Widział co to ze mną robiło. Nie wiem dlaczego on chce... dlaczego on chce odzyskać pierścień.
- Skoro już skupiamy się na motywach - zaczęła Nina - To dlaczego Willow mu pomaga?
Oczy wszystkich zwróciły się ku klęczącej dziewczynie. Seth wzruszył ramionami. Jemu odpowiedź wydawała się oczywista.
- Chciała władzy i mocy.
- Willow? - zapytała łagodnie Mara, a Jenks pokręciła głową. Nie była w stanie nic powiedzieć, wiedziała, że z jej gardła nie wydobędzie się żadne słowo, a nie chciała przy nich płakać. Widziała jak na płacz reagował Anubis, nie chciała doświadczyć tego samego od Setha. Nie odzywała się więc i nie podnosiła głowy. Uparcie wpatrywała się w ziemię, jednak po chwili obraz się zamazał. Nie była w stanie powstrzymywać łez.
Nagle drzwi się otworzyły. Spojrzenia wszystkich powędrowały tam, nawet Willow zerknęła.  Do pokoju wszedł John Clarke. Tylko on zobaczył łzy dziewczyny, nikt inny na nią nie patrzył.
- Możecie mi wyjaśnić co tu się dzieje? - zapytał idąc w stronę Jenks.
- Anubis chce pierścień. Willow mu pomaga - streścił Seth
- Dlaczego? - Pan Clarke stał tuż przed Willow, ale ta wciąż nie podnosiła głowy.
- Dlaczego śmiertelnicy tak skupiają się na tym pytaniu?
- Zaraz ci powiem - powiedział mężczyzna i kucnął naprzeciwko Jenks. Dziewczyna nie wiedziała co takiego było w mężczyźnie, ale kiedy pan Clarke dotknął jej ramienia po prostu się rozpłakała. Nie była w stanie wytrzymać dłużej. To był zwykły śmiertelnik, człowiek, nie był nawet magiem. Wiedziała to. Pan Clarke przytulił ją.
- On ma moją rodzinę - powiedziała po dłuższej chwili. Seth spojrzał na nią nie wiedząc co myśleć. Naprawdę nie lubił się mylić, zwłaszcza kiedy błąd uświadamiał mu śmiertelnik.
- Wyjaśnij - padło polecenie. Dziewczyna spojrzała niepewnie na Setha i odsunęła się od pana Clarka. Chciała uklęknąć, jednak obok niej pojawiła się Poppy powstrzymując ją.
- Lecieliśmy na wykopaliska. Moi rodzice, młodsza siostra i ja. W czasie lotu zasnęłam. Kiedy się obudziłam zobaczyłam stojącego Anubisa, a moja rodzina znajdowała się w jakiejś bańce. Anubis powiedział, że ich uwolni, jak odzyskam dla niego pierścień.
- Dlaczego ty? Dlaczego nie wybrał kogoś, kogo nie musiałby szantażować?
- Jest silna - powiedział Jerome - Nie byłem w stanie powstrzymać jej Hedżi, kiedy włożyła w nie całą swoją siłę.
- Jest mnóstwo silnych ludzi.
- Ja też włożyłem w obronę Mary całą swoją moc.
Seth spojrzał na chłopaka z zaskoczeniem.
- To niemożliwe, żeby śmiertelniczka przebiła tarczę dziecka któregokolwiek boga.
- Ale to zrobiła. I owszem, jest śmiertelniczką - stwierdził Jerome, a Seth spojrzał na Willow.
- Ja... muszę coś sprawdzić - powiedział bóg i zniknął. Tak po prostu.
- Amber zrób herbatę, Jerome, zaprowadź Marę na dół, a ty Alfie odprowadź Victora do jego gabinetu - zarządzał pan Clarke, ale kiedy zerknął na Victora  zmienił zdanie. - Albo raczej połóż go na którymś łóżku. Musi się otrząsnąć. Wyjaśnię mu... - zaczął, ale nie dokończył przypominając sobie o Willow.
- Zaopiekuję się nią - obiecała Poppy i uśmiechnęła się. Po chwili pokój opustoszał, zostali tylko Victor, siedząc na łóżku, i John Clarke.




Przepraszam za miesięczne spóźnienie. Ale wiecie, szkoła itd. Jako, że jestem w trzeciej gimnazjum nauczyciele stwierdzili, że od pierwszych dni robić kartkówki itp. Następny rozdział za miesiąc (a przynajmniej się postaram).

wtorek, 19 sierpnia 2014

Rozdział 24/Agnes

Kiedy tylko Jerome zniszczył drzwi Eddie podbiegł do Victora i zaczął go rozwiązywać. Willow wskazała na niego ręką.
- Hui! - wykrzyknęła w tym samym momencie, kiedy Clarke powiedział "Nedż" Zaklęcie dziewczyny odbiło się od wytworzonej przez Jerome'a tarczy.
- Hedżi! - wykrzyknęła Willow wkładając w to słowo całą swoją moc. Jej dłoń ukierunkowana była na Marę. Jerome utworzył tarczę, ale nie była w stanie zatrzymać całej mocy. Mara upadła. Alfie podbiegł do niej.
- Jerome! Ona ledwo oddycha! - wykrzyknął Lewis, a po chwili u boku dziewczyny klęczał Clarke. Na chwilę oderwał wzrok od swojej dziewczyny i spojrzał Willow. Otworzył usta, alby coś powiedzieć, ale nie zdążył. W pokoju pojawił się mężczyzna. Jenks od razu rozpoznała w nim lekarza Mary. Mężczyzna kucnął przy głowie Mary i wymruczał kilka słów. Chwilę później wstał.
- Jak masz na imię? - zapytał, starając się utrzymać spokojny ton głosu.
- Willow Jenks - powiedziała wyraźnie. Bała się, ale tylko trochę. Miała za sobą Anubisa, żaden mag nie mógł nic jej zrobić. Jasne, mogą być silni, ale nic jej nie zrobią. Tak jak Clark. Bała się go, a on nawet zwykłego hedżi nie był w stanie zatrzymać. Ten mężczyzna mógł być silniejszy, ale ona... ona jest tak blisko. Anubis jej nie opuści.
- Chciałbym powiedzieć, że jest mi miło - mężczyzna mówił spokojnie, ale w jego głosie czaiła się groźba. I taki znajomy ton... Willow jednak postanowiła to zignorować. - Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego zaatakowałaś tego mężczyznę? - wskazał na Victora - Dlaczego chciałaś zabić Marę?
- Ktoś potrzebuje Voctora - Jenks uznała to za odpowiedź. Wtedy odezwał się Jerome.
- Anubis. Wydaje nam się, że chce wykorzystać Victora, aby odnaleźć pierścień atlantów. Myślę, że chce się pozbyć ograniczeń swojej mocy.
- To ma sens - powiedział cicho lekarz. - Pierścień usuwa ograniczenia. Ale ma też efekty uboczne. Kto jak kto, ale mój syn powinien o tym wiedzieć.
Willow zapragnęła uciec. Ojciec Anubisa... Seth stał przed nią. Moc Jerome'a... stało się dla niej oczywiste, że Clarke to syn jakiegoś boga.
Zabiją ją. Wiedziała to. Prawie zabiła Marę. Jej rodzice. Jej siostrzyczka. Anubis obiecał ich uwolnić, jeśli wykona dla niego kilka zadań. Pierścień był wszystkimi. Najpierw miała go zlokalizować. To nie powinno być trudne. Pierścień był przekazywany z matki na córkę. Wystarczyło znaleźć odpowiedniego urzędnika Domu Życia. I poszukać potomków. Pamiętała wszystko.
Znalazła ich już po kilku tygodniach szukania. Następnie wzięła notatnik, długopis, do plecaka spakowała ubrania na zmianę, ręcznik, szczoteczkę do zębów. Trochę pieniędzy. Wsiadła w samolot i po kilku godzinach była już na miejscu. Nikt się nie dziwił, że szesnastolatka podróżuje sama. Nikt nie wymagał od niej żadnych dokumentów. Zasługa Anubisa. 
Znalazła odpowiedni budynek i zapukała. Otworzyła jej około trzydziestoletnia, rudowłosa kobieta o czarnych oczach. 
- Pani Amelia Wiliams?
- Tak, o co chodzi?
- Bo, widzi pani... - Willow udała zmieszanie i niepewność. - Chodzę do szkoły w innym mieście. Kazali nam zrobić wywiady z przedstawicielami różnych zawodów. Znajomy mojego taty jest archeologiem... - tak jak tata - pomyślała - ale nie mógł przyjechać. Wywiad jest na jutro, a pan Carl miał wypadek. Szukałam w internecie, czy gdzieś w pobliżu nie mieszka archeolog. Znalazłam tylko panią...
Kobieta kiwnęła głową i uśmiechnęła się. 
- Tylko raz byłam na wykopaliskach.
- Wiem, ale jednak... naprawdę proszę. Nie zajmę pani dużo czasu - Willow spojrzała kobiecie w oczy. 
- W takim razie wejdź. A właściwie to jak masz na imię?
- Martha Pond
Kobieta zaprowadziła Willow do ładnego, nie za dużego salonu. Ściany miały przyjemny, liliowy kolor. Kanapa stała pod ścianą,, a przeciwległą w dużej części zajmował telewizor. Obok stała szafka. Na niej ustawione były dwa wazony. Przed kanapą znajdował się stolik.
- Herbaty? - zaproponowała pani Wiliams.
- Tak, chętnie. Dziękuję - odparła szesnastolatka. kiedy tylko kobieta wyszła otworzyła szafkę. Szklanki i jakiś alkohol. Podniosła wazon. Był ciężki. 
- Co robisz? - Willow odstawiła wazon i odwróciła się. 
- Czy ten wazon jest z wykopalisk? Kolega taty przywiózł podobny z jednej podróży.
- Tak, z wykopalisk. Są bardzo wartościowe. Byłabym wdzięczna, gdybyś ich nie ruszała.
- Oczywiście. Przepraszam.
- No dobrze. - Kobieta uśmiechnęła się. - To może zaczniemy?
Obie usiadły na kanapie. Willow wyjęła notes i długopis. 
- Dlaczego zdecydowała się pani zostać archeologiem?
- Pasję do tego zaszczepiła moja mama. Zawsze powtarzała, że możemy odkryć przeszłość dzięki przedmiotom. 
Kobieta mówiła, Willow pytała i zapisywała odpowiedzi. Ale nie myślała o tym. Jej celem był pierścień. 
Nastolatka spojrzała na notes. Miała zapisane pytania. Zostało jej jeszcze kilka. 
- Przepraszam, gdzie jest łazienka? - zapytała po kolejnej odpowiedzi pani Wiliams. 
- Po schodach na górę, trzecie drzwi na lewo. 
Dziewczyna podziękowała i skierowała się w odpowiednią stronę. Jednak zamiast do łazienki otwierała wszystkie drzwi w poszukiwaniu sypialni pani Amelii. kiedy ją znalazła zaczęła przeszukanie. Kobieta nie chroniła pierścienia zbyt szczególnie. Dziewczyna wsadziła go do kieszeni i szybko wyszła z pokoju. Weszła do łazienki, ale tylko spuściła wodę. Chwilę później wróciła do salonu. Jak gdyby nigdy nic prowadziła wywiad dalej. Kiedy skończyła i miała wyjść dłoń pani archeolog zacisnęła się na jej przegubie. 
- Oddaj.
- Ale nie wiem o co pani chodzi - powiedziała Willow
- Oddaj pierścień. - Tym razem kobieta nie czekała na odpowiedź. Jej dłoń wsunęła się do kieszeni dziewczyny i zabrała pierścień. Szesnastolatka chwilę później była na ulicy.
Jej pierwsza porażka. Anubis nie daje drugich szans, wtedy jednak zrobił wyjątek.  
Opadła na jedno kolano.
Klęczała, a przed nią stał Anubis. Gestem kazał jej wstać. 
Wyciągnęła dłoń, skorzystała z pokładów mocy boga i wypowiedziała słowo mocy. "Hedżi". Stojący przed nią dzban rozsypał się w proch. Anubis uśmiechnął się i kiwnął głową. 
- Jesteś gotowa - powiedział.
Pochyliła głowę.
Obudziła się w dziwnej sali. Nad nią stał młody mężczyzna, właściwie jeszcze chłopak. 
- Witaj - powiedział
- Gdzie moi rodzice? I Rose? - zapytała od razu, a chłopak wskazał na coś za nią. W dziwnej bańce unoszącej się nad ziemią spała jej rodzina. 
- Co im się stało?
- Uśpiłem ich - zaczął z uśmiechem, a kiedy Willow otworzyła usta dodał - Wypuszcze ich... Jeśli coś dla mnie zrobisz. 
Chłopak spojrzał na nią i wypowiedział jedno słowo. Poczuła silne uderzenie. Przez chwilę nie mogła oddychać.
- Kim ty jesteś? - dziewczyna zebrała całą swoją odwagę, by zadać to pytanie.
- Jestem Anubis, a ty będziesz wykonywała moje rozkazy, albo twoja rodzina zginie.
 Czekała na wyrok.
Willow zamknęła oczy. Nienawidziła latać. W sumie powinna się już przyzwyczaić - co roku latali na wykopaliska. 
- Wil! Tam jest jakiś pan! - trzyletnia, jasnowłosa dziewczynka szarpała ją za rękę i wskazywała okno. 
- Rose, za oknem nikogo nie mo. Za szybko się poruszamy - Willow uśmiechnęła się do siostrzyczki. 
- Ale ja widziałam! - upierała się mała. Willow wyjrzała więc przez okno, ale nikogo nie było. Westchnęła.
- Tamten pan skakał ze spadochronem. Już go nie ma - powiedziała siostrze. 
- Kogo nie ma? - siostry usłyszały głos taty. Willow opowiedziała rodzicom, o mężczyźnie za oknem. Nie wierzyła siostrze.

To miał być ostatni rozdział, ale te ostatnie zdania tak mi pasowały na koniec rozdziału, więc wrzuciłam wam retrospekcję :)
Kolejny rozdział pojawi się we wrześniu.

środa, 9 lipca 2014

Rozdział 23/Agnes

Hej ludzie!
Wbrew pozorom nie zapomniałam o tym blogu. Po prostu nie miałam weny. Kompletnie nie wiedziałam co napisać. Powiem wam szczerze, że miałam na to opowiadanie miliony pomysłów, a teraz... no cóż, teraz to wszystko znika. Może jak zajrzę na blogi o TDA to wszystko się odświeży... Nie mam jednak zamiaru zostawić tej historii niedokończonej. Zakończę ją choćby nie wiem co. A więc zapraszam na rozdział 23!

Rozdział 23
Kiedy Willow się obudziła uśmiechnęła się do siebie. Miała przeczucie, że dziś jej się uda. Dziś wykona wreszcie swoją misję i zobaczy się wreszcie z rodziną. Wepwawet dał jej siłę. Dał jej moc. A zabrał rodzinę. Ale dzisiaj wykona swoje zadanie i odda co dostała, a odbierze, co utraciła.
Dziewczyna z uśmiechem wyszła z pokoju. Ze zdziwieniem stwierdziła, że nikogo nie ma na korytarzu. Szybkim krokiem wróciła do pokoju i spojrzała na zegarek. Wskazywał wpół do szóstej. Hmm... to wiele wyjaśniało. Willow wzięła szybki prysznic i ubrała się, a następnie sięgnęła po książkę. Nie miała jednak zamiaru czytać. Musiała pomyśleć. Miała zająć się Victorem. Nie było to łatwe zadanie. Chociaż i tak łatwiejsze niż pierwotne. Na początku Inpu chciał, żeby sprowadziła do niego Clarka. Ale teraz, kiedy dziewczyna miała plan, nic nie mogło jej przeszkodzić.
Willow zerknęła na zegarek. Minęła godzina. Śniadanie powinno być już gotowe. Dziewczyna z uśmiechem zeszła na dół. W niedługim czasie dołączyli do niej inni. Brakowało tylko Patrici i Mary. Po kilku minutach tylko Mary. Nagle Willow wpadła na ,,świetny" pomysł. Stwierdziła, że zostawiła w pokoju KT jakieś notatki.
Dziewczyna pobiegła na górę, ale nie do pokoju KT. Weszła do pokoju Mary. Na jej łóżku leżał mundurek. Willow uśmiechnęła się do siebie.
- Hedżi!
Dziewczyna rozejrzała się po zdemolowanym pokoju i z uśmiechem wyszła. Kilka sekund później była już na dole.
Nagle w Domu Anubisa rozległ się wrzask. Mara weszła do pokoju.
Willow nie mogła w to wszystko uwierzyć. Rano zdemolowała jej pokój, zniszczyła tam dosłownie wszystko. Musiała mieć tam coś cennego. Przecież widać było przerażenie na twarzy Mary. Ale kiedy nadszedł wieczór, Jaffray śmiała się i bawiła w najlepsze na swojej imprezie urodzinowej. A właśnie. Przez tą głupią  imprezę Willow musiała zmienić swoje plany. Ale postanowiła odetchnąć głęboko i zebrać siły. Jeden dzień w te, czy we w te. To już przestało mieć znaczenie. To była po prostu kwestia cierpliwości. A ona miała jej dużo.
Jerome był szczęśliwy. Nie, to mało powiedziane, był przeszczęśliwy. Mara nadal go kochała i chciała z nim być.
Amber uśmiechnęła się. Wszystko poszło po jej myśli. Victor przesunął ciszę nocną. Trudy upiekła wspaniały tort. Wszyscy się dobrze bawili. Ale najbardziej blondynkę ucieszyła wiadomość, że Mara i Jerome znów są razem.
Willow miała dość. Wszyscy byli tu szczęśliwi, tak wkurzająco szczęśliwi. Ruszyła w kierunku schodów.
- Willow! - usłyszała głos Niny. - Gdzie idziesz?
- Do pokoju. Chyba zjadłam za duży kawałek tortu. Boli mnie brzuch.
Nina kiwnęła głową i uśmiechnęła się.
- Rozumiem. Trudy robi pyszne ciasta, trudno się powstrzymać.
Willow weszła do swojego pokoju i położyła się na łóżko.
Kiedy dziewczyna otworzyła oczy słońce było już wysoko. Westchnęła. Wciąż miała na sobie sukienkę, a szpilki pewnie zdjęła wieczorem. Niechętnie sięgnęła po lusterko.
Sobota. Jak można jej nie kochać? Nie trzeba iść do szkoły, a więc wszyscy wyniosą się z domu. Tylko Victor zostanie. On rzadko wychodzi, kiedy w domu jest pusto. Willow przebrała się i zeszła na dół. Trudy musiała wyjść na zakupy, więc dziewczyna postanowiła zrobić sobie kanapkę. Po chwili do kuchni wszedł Victor. Willow uśmiechnęła się. Byli w domu sami, więc...
- Dzień dobry, Victorze - powiedziała z uśmiechem. - Na górze w łazience ciągle kapie z kranu. Mógłbyś coś z tym zrobić?
Victor tylko kiwnął głową. Poszedł po narzędzia i ruszył do łazienki. Willow nie spodziewała się, że ten pójdzie tak łatwo. Ostatnio trudno było się czegoś od niego doprosić. Dziewczyna poszła za Victorem na górę, jednak ona musiała pójść do pokoju. Potrzebowała sznurka.
W torbie miała dość długi kawałek. Kiedy tylko go wyjęła w drzwiach pojawił się Victor.
- Żaden kran nie przecieka. Za to ty spędzisz miłą sobotę... - mówił wyjmując szczoteczkę do zębów, ale Willow to nie obchodziło. Rzuciła sznurek w kierunku Victora i powiedziała:
- Czes! - Sznurek wręcz rzucił się na mężczyznę wiążąc go w ciasny kokon. Willow uśmiechnęła się do siebie. Wiedziała, że w razie czego wystarczyłaby sznurówka. Zaklęcie wydłużyłoby dowolny sznurek oraz nawet z nici zrobiłoby grubą linę.
Teraz wystarczyło...
- Willow! Co ty robisz? - Nina nie wiedziała co o tym myśleć. Właśnie była świadkiem, jak kawałek sznurka sam obwiązał dorosłego mężczyznę, a nastolatka patrzyła na to z uśmiechem.
- Hui! - Willow wskazała na Ninę, która krzyknęła, a po chwili leżała na ziemi. Zaalarmowani jej krzykiem przybiegli pozostali domownicy. Wszyscy razem wybrali się do kina i właśnie wrócili. W domu nie było tylko Trudy.
Willow przestraszyła się trochę, ale wiedziała, że teraz potrzebuje już tylko transportu. Potrzebowała łodzi. A żeby ją wezwać potrzebowała chwili spokoju. To wymagało więcej mocy.  Musiała zatrzymać ich w korytarzu. Zerknęła na drzwi.
- Chenem! - krzyknęła, mając nadzieję, że zadziała. Drzwi zatrzasnęły się, a następnie wtopiły w ścianę. Jednak ten stan rzeczy nie trwał długo. Usłyszała krzyk Jerome'a "Hedżi!" i drzwi dosłownie rozsypały się w proch.
Biedny Victor myślał, że dostanie zawału.





Pojawił się rozdział po prawie roku, ale ja nie lubię zostawiać niedokończonych historii. Jeśli chodzi o zaklęcia, to każdy, kto czytał "kroniki rodu Kane" Ricka Riordana wie skąd się to wzięło. Skorzystałam z tych zaklęć, ponieważ słyszałam, że Riordan znalazł autentyczne zaklęcia używane tam.
Słowniczek dla niewtajemniczonych (chociaż i tak można się połapać co, co znaczy):
Czes - związać
Hui -uderz
Chenem - połącz się
Hedżi - zniszczyć