wtorek, 17 września 2013

Rozdział 22/Agnes

Hejka, ludzie!
Dawno mnie tu nie było... kompletnie nie wiedziałam co napisać, po prostu wena mnie opuściła. Jednak nie mam zamiaru zostawić tej historii niedokończonej (za bardzo jestem ciekawa, co będzie dalej). Tak więc zapraszam do czytania tych wypocin:

Rozdział 22
Mara trzymała w ręce dwie bluzki. Praktycznie identyczne bluzki. Z westchnieniem włożyła jedną z nich i wyszła z przebieralni.
- Hmm... No nie wiem, przymierz drugą - wręcz rozkazała Amber. Jaffray wciąż nie wiedziała, jakim cudem dała się namówić na te zakupy. Chociaż, po namyśle stwierdziła, że wszystkie ubrania w strzępach są wystarczającym argumentem. Dziewczyna weszła do przebieralni i szybko zmieniła bluzkę.
- Tak, tak lepiej. O wiele. Bierzemy - blondynka uśmiechnęła się, a Mara westchnęła
- Ambs... mam już wystarczająco ciuchów. W razie czego pójdziemy jeszcze kiedyś na zakupy.
- Hmm... no nie wiem - Millington uważnie przyjrzała się stercie odłożonych ubrań. W rzeczywistości wiedziała, że już wystarczy, ale chciała dać czas reszcie. Musieli zrobić zakup na imprezę. Dobrze, że Joy nie musiała już nic kupować. Jej tata przyjeżdżał w ,,sprawach służbowych" do Viktora, więc rano zabrał ją i Patricie ze szkoły.
- Amber? Żyjesz? - blondynkę z zamyślenia wyrwał głos przyjaciółki.
- Tak, tak. Chyba faktycznie już tego wystarczy. W końcu musimy kupić ci jeszcze jakieś buty. - W tym momencie Jaffray stłumiła jęk.  
Kiedy dziewczyny zapłaciły za wszystko skierowały się do sklepu z obuwiem. Na szczęście, tam spędziły mniej czasu. Mara kupiła tam: adidasy, trampki, szpilki, pantofelki i kapcie.
W tym czasie Joy, Patricia i Jerome dosłownie biegali po sklepach. Oprócz dekoracji na bal musieli kupić prezenty. I to nie tylko od siebie. Wszyscy z DA złożyli ,,zamówienia". Oznaczało to mniej więcej tyle, że cała trójka zastanawiała się, o co chodziło zamawiającym. A kiedy już to rozszyfrowali, należało to znaleźć. Tak, to była zdecydowanie najtrudniejsza część zadania. W końcu, cała trójka obładowana zakupami, ruszyła do kawiarni. Na miejscu okazało się, że Amber i Mara, już na nich czekają. Po kilku minutach wszyscy siedzieli w taksówkach (dwóch, w jednej by się nie zmieścili). Podzielili się w ten sposób: Jerome i Mara w jednej, a Amber, Joy, Patricia i wszystkie zakupy w drugiej. Nikt, oprócz Amber, nie wiedział, dlaczego wszystkie zakupy lądują w jednej taksówce. Wszystko wyjaśniło się, kiedy auto, z Jarą skręciło w przeciwną stronę. Jerome, chciał zwrócić taksówkarzowi uwagę, że szkoła jest w innym miejscu, ale tamten, jakby uprzedzając jego słowa powiedział:
- Tamta jasnowłosa dziewczyna zapłaciła za przejazd i poleciła zawieźć was tu.
- Tu, czyli gdzie? - zainteresowała się Mara
- Czyli tu - mężczyzna skręcił w lewo i ich oczom ukazała się restauracja. I to nie byle jaka restauracja. Paradise - jedna z najlepszych restauracji w mieście. To wyjaśniło, dlaczego Amber tak bardzo krytykowała ich stroje. Kazała im się przebierać z milion razy.
Clarke i Jaffray wysiedli z taksówki i powoli zbliżali się do wejścia. Gdy weszli, pierwsze co zobaczyli to błękitne ściany i kilku kelnerów. Kolejną rzeczą na którą zwrócili wagę były stoły; okrągłe, przykryte białymi obrusami, na środku każdego stał wazon z różowymi różami.
- Państwo zarezerwowani na jakie nazwisko? - zapytał chłodno jakiś mężczyzna. Mara nawet nie zwróciła na niego uwagi, ale Jerome przyjrzał mu się uważniej. Mężczyzna ubrany był w czarny garnitur, a na szyi miał zawiązaną muszkę. Wyglądał na około trzydzieści pięć lat, miał ciemne, krótko przystrzyżone włosy i był gładko ogolony. Clarke nie był w stanie dojrzeć koloru oczu, ale nie stanowiło to problemu. Zastanawiał się, na jakie nazwisko mogła ich zarezerwować Amber. Po chwili namysły stwierdził, że na pewno nie na jego, a po minie Mary wnioskował, że również nie na nią.
- Millington - odpowiedział bez wahania
- Aaa... przyjaciele panny Millington. - Mężczyzna uśmiechnął się. - Zapraszam, zaraz wskażę wam odpowiedni stolik. Panna Millington prosiła przekazać, że nie musicie martwić się rachunkiem. Wszystko już załatwione.
Mara spojrzała zdziwiona na chłopaka. Widząc zaskoczenie wymalowane na jego twarzy stwierdziła, że on również nie miał o niczym pojęcia.

- Panie Viktorze! - Amber wręcz wbiegła do jego gabinetu.
- O co chodzi? - Mężczyzna był wyraźnie w dobrym humorze i  blondynka po raz pierwszy w życiu mogła stwierdzić, że jej to nie niepokoi.
- Chcemy zrobić dziś imprezę urodzinową dla Mary...
- Wiem o tym. Już się zgodziłem.
- Tak, ale chciałam zapytać, czy nie przesunąłby pan godziny policyjnej? - Millington wyrzuciła z siebie to pytanie z prędkością światła.
- Jutro idziecie do szkoły. - O tak, Victor był w zdecydowanie dobrym humorze. Amber uśmiechnęła się w duchu.
- Wiem, ale to nie będzie problem. Pierwszą mamy chemię, no a Poppy francuski....
- Hmm... dobrze - powiedział cicho Victor, a dziewczyna przeczuwała, że jeszcze za wcześnie, aby się cieszyć. Niestety miała rację. - Pod warunkiem, że jutro pójdziecie spać godzinę wcześniej. I nie będzie żadnych nocnych eskapad.
Amber zastanowiła się przez chwilę. Rozważyła wszystkie za i przeciw, i już miała się zgodzić, kiedy uderzyła ją niespodziewana myśl.      
- A o której będziemy mieli położyć się spać? Dzisiaj oczywiście. - Drugie zdanie dziewczyna dodała, na wypadek, gdyby Rodenmaar nie do końca zrozumiał pytanie.
- Zależy jak będziecie się zachowywać - stwierdził po chwili namysłu - O jedenastej, jeśli będzie... hmm... nieodpowiednio, a jeśli będziecie... w miarę cicho i spokojnie, to nawet o północy. Tylko panna Clarke ma położyć się najpóźniej o jedenastej, a Jaffray o północy to ma być w łóżku.
- W takim razie zgadzam się. - Amber uśmiechnęła się. Teraz pozostało jej przekazać informację reszcie.
 
Jerome spojrzał na Marę, która właśnie jadła jakieś ciasto o dziwnej, egzotycznej nazwie, ale według Clarka wyglądało (i smakowało) jak zwykły sernik z bitą śmietaną. Sam swoją porcję skończył kilka sekund wcześniej i od tej pory zerkał to na dziewczynę, to na jej kawałek ciasta.
- Chcesz pół? - zapytała Mara z uśmiechem. Jerome miał zamiar odmówić, ale kiedy spojrzał na pysznie wyglądające ciasto kiwnął głową. Mara zaśmiała się jednocześnie sięgając po nóż. Przekroiła kawałek który miała na talerzu na dwie części i jeden z nich przełożyła na talerzyk chłopaka.
- Czemu się śmiałaś? - zainteresował się Clarke
- Bo do tej pory myślałam, że to Alfie jest uzależniony od ciast, ciastek, babeczek, naleśników.... ogólnie jedzenia.
- Ja tylko od serników - stwierdził Clarke z uśmiechem.
Kilka minut później (prawie) para wychodziła na zewnątrz. Zamiast wezwać taksówkę postanowili się przejść. Ruszyli w stronę parku.
- Mara... - zaczął chłopak.
- Tak?
- Bo... ja... posłuchaj. Ja bardzo cię kocham. Wiem, że... że nie możesz mi zaufać, ale... nie mówiłem o tym nikomu. Nie chciałem o tym pamiętać, a tamto zerwanie z tobą wydawało mi się najlepszym rozwiązaniem - Clarke mówił nieskładnie, ale Mara wiedziała o co chodzi chłopakowi. Chciała coś wtrącić, ale nie wiedziała co. - To trudne. Gdy cię widzę, mam ochotę podbiec i pocałować, ale boję się, że wtedy całkowicie mnie odrzucisz. Ja... - Chłopak nie mógł dokończyć. Mara wreszcie znalazła sposób, żeby się ,,kulturalnie" wtrącić. Jerome wiedział tylko tyle, że nie chce, żeby ten pocałunek się skończył.



A i bym zapomniała. Następny rozdział pojawi się najwcześniej za miesiąc, ponieważ wyjeżdżam do sanatorium. Oczywiście jeśli znajdę czas, naskrobię coś i tam, jednak wątpię...

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Libster Award/Agnes

Blog został nominowany przez Lovely z bloga: http://dominosibuna.blogspot.com/. Za nominację bardzo dziękuję w wszystkich autorek.
A więc odpowiedzi :)
1. Jeśli miałabyś 24 godziny sam na sam z twoim idolem i moglibyście robić wszystko, co by to było?
Ehh.... nie mam pojęcia. Nie lubię planować bo nic z tego nie wychodzi... więc pewnie na pomysł wpadłabym w ostatniej chwili ;)
2. Na jakim instrumencie grasz, lub na jakim marzysz by zagrać?
Czy liczy się flet? Umiem na nim zagrać kilka prostych melodii. Wolałam grać niż pisać kartkówkę :)
3. Co bardziej przemawia do ciebie w piosence, melodia, czy słowa?
Zależy. W polskich słowa, a w obcojęzycznych melodia (głównie dlatego, że zwykle nie rozumiem nic z tekstu, ostatecznie kilka słów z refrenu. 
4. Książki, czy filmy?
Zdecydowanie książki.
5. Opisz siebie w dwóch słowach.
Eee... marzycielka... no i mam dylemat. Nie wiem czy napisać wrednowata, czy wariatka (większość ludzi znających mnie kazałoby zrobić z tego jedno).
6. Jaki jest twój ulubiony zespół, lub wokalista? Może być więcej niż jeden.
Zespoły są dwa: BTR i 1D. A wokalista... nie mam.
7. Jeśli miałabyś możliwość wybrać się w podróż do trzech dowolnych miejsc na świecie, to do jakich?
Hmm... do Egiptu... może do Rzymu i Paryża. 
8. Kim chciałabyś zostać w przyszłości?
Hmm... nie wiem. Chyba pisarką.
9. Wolisz optymistyczne, zabawne filmy z dużą ilością akcji, czy raczej dramaty i komedie romantyczne?
Te pierwsze. 
10. Jesteś optymistką, pesymistką czy realistką?
Tym, tym i tym. W sumie to zależy od sytuacji. 
11. Co cię najbardziej pociąga w pisaniu?
Żebym ja to wiedziała...


Moje pytania:
1. Skąd pomysł na pisanie bloga?
2. Jaka jest twoja ulubiona para w serialu?
3. Co chcesz robić w przyszłości?
4. Ile, według ciebie, powinny trwać wakacje?
5. Czy masz jakieś zwierzątka?
6. Co widzisz, kiedy wyjrzysz przez okno w swoim pokoju?
7. Jaką książkę ostatnio czytałaś?
8. Jaki jest twój ulubiony blog?
9. Grasz na jakimś instrumencie?
10. Gdzie mieszkasz?
11. Do jakiej szkoły (podstawówka, gimnazjum, liceum, technikum...) chodzisz (lub będziesz chodzić po wakacjach)?





piątek, 26 lipca 2013

Rozdział 21+coś z okazji 200 notki/Agnes

Hej!
I pojawił się rozdzialik. Wiem, że od poprzedniego miały minąć 2-3 TYGODNIE, a nie MIESIĄCE, ale tak jakoś wyszło. No cóż... tylko nie bijcie!!! Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Następny będzie... jeszcze w tym roku :)

Rozdział 21
Joy siedziała sama w pokoju. Nagle usłyszała pukanie.
-Proszę.-powiedziała cicho i spojrzała na drzwi.
-Hej, co robisz?-Mick wsadził głowę do pokoju.
-Ehhh... nic.
-Ja... chciałbym cię o coś zapytać.-blondyn podszedł do dziewczyny i usiadł na łóżku. 
-Wal
-Chodzi o Marę... ja...
-Chcesz ją odzyskać?-podsunęła Joy
-Mhhmm...
-A więc moja rada brzmi: odpuść sobie.
-Nie jesteś zbyt pomocna.-warknął chłopak
-Tak uważasz? Co chcesz zrobić? Ona jest strasznie zakochana w Jeromie...
-Nie są już parą...
-Chwilowo. Tak samo było z Niną i Fabianem. I co z tego wyszło? Jak głupia przez rok za nim latałam. Próbowałam dosłownie wszystkiego. A ostatecznie i tak musiałam się poddać! Z tobą będzie tak samo. Przez te kilka dni które zostajesz. A potem co? Będziesz jej maile wysyłał?
-A jak bym wrócił?
-Aha, więc zrezygnujesz z jednej z najlepszych szkół sportowych, żeby patrzeć, jak ona cię ignoruje?!
-Dlaczego tak twierdzisz?
-Bo ja już to przerobiłam!-w oczach dziewczyny pojawiły się łzy-Gdybym wtedy posłuchała takiej rady, może...
-Więc uważasz, że to nie ma sensu?
-Dokładnie. Rozejrzyj się w swojej szkole. Tam na pewno jest dużo ładnych dziewczyn. 
-Ale... ja kocham Marę...-Mick spuścił wzrok
-Ale łudząc się, że moglibyście być razem będziesz się tylko ranił.
-Może masz rację...-chłopak wstał-Dzięki Joy.
-Nie ma za co, Mick.-szepnęła Mercer, ale blondyna już nie było.

-Mamy dużo pracy!-krzyknęła Amber wchodząc do pokoju Alfie'go i Jerome'a
-Eee...?
-Ehhh... wam to chyba trzeba rozrysować. Urodziny Mary! Trzeba zrobić imprezę.
-Ale ona miała już urodziny. W sumie to nawet jej nikt życzeń nie mógł złożyć bo cały dzień miała badania. 
-No właśnie. Dlatego imprezkę robimy jutro wieczorem! 
-A dlaczego nie powiesz o tym wszystkim?-zapytał Alfie
-Ohhh... powiem, powiem, wszystkim oprócz Mary. To ma być niespodzianka. A żeby niespodzianka się udała, trzeba zrobić dwie rzeczy. Pierwsza; przekonać Victora, żeby przesunął godzinę policyjną, a druga; trzymać Marę z dala od domu.
-Pierwsze jest niewykonalne, a co do drugiego, to jak niby chcesz to zrobić? Mara co trzy godziny musi brać jakieś pastylki.-stwierdził Jerome
-Pastylki może wziąć ze sobą. Musisz ją tylko do tego przekonać.
-Niby jak?
-Może zaprosisz ją na randkę?-zaproponował Alfie
-Jaasne. Od razu się zgodzi.
-Wymyślisz coś.-stwierdziła Amber-A ja już lecę, trzeba wszystko zaplanować i oczywiście przekonać Victora.
-Ehhh...-Jerome niezbyt wierzył, żeby komukolwiek udało się przekonać Victora-Przecież on nawet co do imprezy będzie przeciwny.
-Tak. Ale ty lepiej zajmij się planowaniem. Musisz przecież trzymać Marę z dala od domu.-Alfie uśmiechnął się widząc minę przyjaciela. Widać, że Clarka przerażała myśl, że ma być z Marą sam na sam przez kilka godzin. Alfie wiedział czemu, ale pomyślał, że czym szybciej Jerome zacznie przyzwyczajać się, że Jaffray o wszystkim wie tym lepiej. 
-Pomyślę.

-Mara! Wstawaj!-Joy miała dość. Próbowała obudzić Marę od dziesięciu minut. Ta jednak tylko mruczała coś pod nosem i spała dalej.-OK, tak grasz?-powiedziała bardziej do siebie niż do niej-Mara! Jerome chce zaprosić cię na randkę! Zaraz wejdzie do pokoju!
-Co?! Nie może mnie tak zobaczyć!-dziewczyna po sekundzie siedziała i trzymała w ręku szczotkę. Po chwili jednak spojrzała na Joy, która wręcz zwijała się ze śmiechu. 
-Na... hahaha... ja nie mogę.-Mercer spróbowała się uspokoić-Nareszcie się obudziłaś.
Mara dopiero wtedy zrozumiała, że ten tekst o Jeromie był tylko na pobudkę.
-Au! Za co to?-Joy rozmasowywała ramię w które chwilę wcześniej uderzyła szczotka.
-Za obudzenie i żartowanie sobie ze mnie.-stwierdziła z powagą Mara, jednak po chwili uśmiechnęła się. 
-Dobra, dobra, ubieraj się. Jeśli za 10 minut nie będziesz gotowa pójdziesz do szkoły bez śniadania.
-Aaaa.... faktycznie, dziś już idę do szkoły.
-Właśnie, koniec leniuchowania.-Joy uśmiechnęła się i wyszła z pokoju.
Jaffray podeszła do szafy. Wyjęła mundurek i położyła go na łóżku. Szybko rozczesała włosy i poszła do łazienki. Po kilku minutach wyszła i skierowała się do swojego pokoju. Kiedy otworzyła drzwi i zajrzała do środka nie mogła powstrzymać krzyku. Pokój był zdemolowany. Łóżka były poprzewracane, drzwi szafy wyłamane, a wszystkie ubrania porwane. Ozdoby, które dziewczyny postawiały lub porozwieszały były połamane. Mara podeszła do swojej szafki i otworzyła górną szufladę. Miała tam album. Drżącymi rękoma otworzyła go i z jej gardła ponownie dobiegł krzyk. Wszystkie zdjęcia były porwane. Po policzkach dziewczyny zaczęły spływać łzy. W tamtym albumie miała zdjęcia całej swojej rodziny, wszystkich przyjaciół. Były tam jedyne zachowane zdjęcia jej brata... Nagle dziewczyna usłyszała stłumione krzyki, a po chwili poczuła, że ktoś ją przytula. 
-Kto to zrobił?!-w pokoju rozbrzmiał głos Victora. 
-Jak wychodziłam wszystko było w porządku.-powiedziała Patricia
-Ja... położyłam mundurek na łóżku i... poszłam do łazienki. Nie wiem jak to się stało... nic nie było słychać... -Mara wtuliła się w Jerome'a. 
-Hmmm.... Chłopcy poustawiajcie łóżka...-Victor najwyraźniej również nie wiedział jak to mogło się stać.-Maro, ubierz się.
-Ale... moje ubrania... wszystkie są....
-U nas na pewno znajdzie się coś dla ciebie.-Nina spróbowała się uśmiechnąć do Mary. 
-Mhhmmm... zaraz przyjdę do waszego pokoju...-Jaffray otworzyła album na pierwszej stronie i wpatrywała się w resztki zdjęcia. Jedynego które było na tej stronie. Wszyscy oprócz niej i Jerome'a wyszli z pokoju. Po policzkach dziewczyny znowu zaczęły płynąć łzy. Clarke przytulił ją, a po chwili zastanowienia dotknął największego kawałka zdjęcia i wyszeptał kilka słów. Z albumu i podłogi zaczęły unosić się kawałki zdjęcia, przez chwilę wszystkie wirowały, by opaść na jego dłoń już jako całe zdjęcie. Jerome podał je Marze.
-To mój brat.-wyszeptała, a chłopak przyjrzał się dziecku ze zdjęcia. Chłopczyk wyglądał na jakieś osiem lat, był bardzo blady, miał duże zielone oczy i nie miał włosów... ani brwi i rzęs, ale wesoło się uśmiechał. Był bardzo szczupły, wychudzony, miał na sobie dresowe spodnie i kurtkę która wyglądała na dość ciepło, mimo, że, patrząc na drzewo za nim, była już późna wiosna, a słońce świeciło. 
-Liam miał raka. Kiedy miał robione to zdjęcie miał 10 lat.-Jaffray mówiła tak cicho, że gdyby blondyn stał kilka kroków dalej nic by nie usłyszał.-Był po chemioterapii i wszystko wskazywało, że się udało. Że będzie już zdrowy... Niestety już dwa tygodnie później lekarze wykryli, że nowotwór tylko się przerzucił. Zaatakował skórę i płuca... Liam walczył przez pół roku.-Mara wtuliła się w chłopaka i się rozpłakała.
-Będzie dobrze...-Jerome nie był w stanie powiedzieć nic więcej.
-Po prostu zostań ze mną.-szepnęła dziewczyna. 
Nagle drzwi się otworzyły i do pokoju zajrzała Nina. Clarke dał jej znak, żeby wyszła.

-Amber, przygotuj jej coś i chodź do szkoły. 
-Poczekajmy na nią.
-Coś mi mówi, że ani ona, ani Jerome nie pojawią się dziś w szkole...
-Ohhh... trzeba powiedzieć Trudy.-Amber podeszła do szafy i wyjęła kilka rzeczy, po czym razem z Niną zeszły na dół.
-Trudy!
-Tak gwiazdki?
-Mara i Jerome raczej nie pójdą do szkoły.
-Coś im się stało?-zmartwiła się opiekunka
-Wydaje mi się, że ten kto rozwalił pokój zniszczył coś bardzo dla niej ważnego.-powiedziała Nina-Teraz płacze, a Jerome siedzi tam razem z nią.
-Hmm... dobrze gwiazdki. Zawiadomię dyrektora. 
-Nina, co dokładnie tam widziałaś?
-Mara przytulała się do Jerome'a, trzymała w ręku zdjęcie w które oboje się wpatrywali. Ona płakała, a on też miał łzy w oczach. Kończyła coś mówić, ale nie słyszałam co. 
-Ohhh...-Amber nie mogła sobie tego wyobrazić. Mara płacze, przytula się do Jerome'a, opowiada mu coś-nie ma problemu. Jerome ją pociesza-no problemo, ale Jerome nigdy nie płakał. Nawet jak tu przyjechał. Kiedy noc w noc miał koszmary. Chyba cały dom budził wtedy krzykiem, ale nigdy w jego oczach nie pojawiły się łzy. Tak samo nigdy nie mówił o tych koszmarach... W sumie to chyba do tej pory nie wie, że krzyczał tak głośno, że wszyscy przybiegali do jego pokoju. A raczej pod jego pokój. Zwykle do środka wchodziła tylko Trudy, a resztę odprawiała do łóżek (włącznie z Victorem) nim Clarke zdążył się do końca obudzić.-Ale tą imprezę robimy, co? 
-Tak.-odpowiedziała Nina całkowicie nieświadoma rozmyślań przyjaciółki-Może to poprawi jej humor. A ją i Joy wyślemy na zakupy. W końcu wszystkie ich ciuchy są... w kawałkach.
-A Patricia?
-Hmm... ona jest nam potrzebna...
-A może wyślemy jeszcze Alfie'go, albo Jerome'a, to kupią coś na imprezę.-zaproponowała Amber.
-Hmm... tak, wydaje mi się, że to dobry pomysł.


A tak przy okazji, jest to również 200 notka! Z tej okazji bym coś napisała, ale nie mam pojęcia co... hmm... wiem! Wiecie skąd pomysł na to opowiadanie? Otóż wszystko zaczęło się pewnej nocy kiedy smacznie sobie spałam. Śniło mi się, że jestem u mojej cioci. Nagle wchodzą wszyscy z Domu Anubisa twierdząc, że przyszli na badania. Z pokoju wychodzi moja ciocia i wyczytuje imiona i nazwiska osób na badanie. A wtedy okazuje się, że ALFIE jest kolejnym wcieleniem TUTENCHAMONA. 
Jak widzicie trochę pozmieniałam, ale cóż, Alfie mi nie pasował. A, że według Egipcjan faraon był wcieleniem boga Ra... pozmieniałam kilka rzeczy i powstało to o to opowiadanie. I co o tym sądzicie!?
Agnes
PS. Nie będziecie się śmiać, co? :** 

sobota, 13 lipca 2013

Urodzinki!! - czyli statystyki, opowiadanie i dużo więcej ;D

Hej!
Tu Agnes. Paulinka niestety nie mogła napisać w tej notce za dużo... napisała opowiadanie. Więc zanim przejdziemy dalej wstawię je wam: 


Każdy chciałby w życiu przeżyć choć jedną przygodę pełną dramatu, ekscytującą, trzymającą w napięciu, ciekawą. Jednakże nie każdemu jest dane czegoś takiego doświadczyć. Niektórzy natomiast mają już dosyć takich przeżyć, chcą się wyciszyć, wieść spokojne życie u boku swojej ukochanej osoby. Los jednak jest zwykle tak okrutny, że często płata ludziom figle. Na taką właśnie egzystencję mogą narzekać mieszkańcy Domu Anubisa, czyli internatu, gdzie zło i zagrożenie życia są na porządku dziennym, a normalna doba to rzadkość. Od tego wszystkiego uczniowie mogą się odciąć jedynie w wakacje, a te właśnie się zakończyły...
Pod dom podjechała siódma z kolei, kruczoczarna taksówka. Wysiadły z niej dwie uśmiechnięte od ucha do ucha osoby - średniego wzrostu blondynka o długich włosach i towarzyszący jej brunet. Nastolatka wzięła głęboki oddech, zamknęła na chwilę oczy.
- Nic się tutaj nie zmieniło - odparła energicznie.
Miała rację. Wokół szkoły rosły równie przepiękne róże o różnym, żywym kolorze. Zapach zielonej, świeżo skoszonej trawy okalającej budynek uczelni czuć można było w promieniu około 500 metrów. Drzewa rosnące na jej terenie z każdym rokiem miały w sobie coraz więcej piękna i pozytywnej energii, która ożywiała każdego przechodnia. Budynek internatu kontrastował natomiast ze zwyczajną pozornie szkołą. Dom Anubisa nadal wyglądał upiornie, a z czasem wydawał się coraz straszniejszy. Jedynie zadbany, kolorowy ogród znajdujący się po prawej stronie internatu posiadał tę pozytywną, wolną od zła aurę.
- Pomóc ci z walizkami? - zapytał chłopak.
- Emm... Nie, dzięki Fabian, poradzę sobie - odrzekła.
Taksówka, którą przyjechali nastolatkowie, odjechała. Oni sami natomiast wzięli swoje bagaże i ruszyli w kierunku internatu.
- Jak myślisz, kto pierwszy nas zabije? Victor czy Trudy? - spytała Amerykanka.
- Raczej Trudy. W końcu mamy tydzień spóźnienia.
- W sumie masz rację, Victor cieszy się pewnie, że długa nas nie ma - uśmiechnęła się.
- Przynajmniej miał czas na ukrycie Corbiere'a - zaśmiali się, wchodząc jednocześnie do budynku.
W środku zastali tylko pustki i ciszę. Gdy chcieli już rozejść się do swoich pokoi, spostrzegli na schodach czyjąś sylwetkę. Był to dozorca - Victor, trzymający w dłoniach czarnego ptaka - kruka, Corbiere'a.
- Trzeci rok tutaj, a państwo nie nauczyli się pukać? Hm?! - zapytał wściekły.
- O, dzień dobry panu - przywitał się Fabian.
- Był dobry, póki się nie zjawiliście - przyznał oschle.
- Pan tak na pewno nie myśli - przedrzeźniała się z nim Nina.
Zapadła grobowa cisza.
- No i co się tak gapicie?! Do pokoi!! - krzyknął.
- Corbiere ma teraz takie fajne piórka. Co pan zrobił? - Fabian niemal wybuchnął śmiechem.
- A co cię to obchodzi? Wynocha!! - Victor nie mógł opanować swojej złości.
- Victorze! - członkowie Sibuny usłyszeli z salonu - Nie męcz ich tak, pewnie padają z nóg. Taki kawał drogi - Nina i Fabian zauważyli postać Trudy idącą w ich stronę.
- UGH! - burknął dozorca i czym prędzej udał się z wypchanym krukiem do swojego gabinetu.
- Och, gwiazdki, jak miło was widzieć - gospodyni przytuliła nastolatków - Pewnie umieracie z głodu. Rozpakujcie się i przyjdźcie do kuchni. Jakimś cudem Alfie nie pochłonął całego śniadania - uśmiechnęła się i tak szybko jak się pojawiła, tak samo szybko zniknęła wśród kuchennych szafek.
- Do zobaczenia w kuchni - rzekł brunet i uśmiechnął się do swojej dziewczyny. Ta odwzajemniła uśmiech i oboje ruszyli w kierunku swoich pokoi.
Victor tymczasem zaczął w gabinecie polerować swojego pupila.
- Wiem, Corbiere, wiem. Gdy nie było tych szczeniaków, było tak pięknie - mówił, głaskając kruka.
Usiadł na chwilę na wygodnym, miękkim, staromodnym fotelu i westchnął. Spojrzał na swoją dłoń, a dokładniej na palec, na którym nosił pierścień ze Łzą Złota.
- Ojcze, do czego mi ta Łza? - zapytał półszeptem samego siebie.
Wtem w gabinecie zamyślonego dozorcy rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu. Victor podniósł się ociężale z siedzenia i ze złością odebrał go.
- Słucham? - rzekł oschle do słuchawki - Jak to dopiero za tydzień? Miało być dzisiaj!! - krzyczał - Tak, bardzo jest mi to potrzebne. Gdyby nie było, raczej bym tego nie zamawiał!! - kłócił się - Daję panu 2 dni i ani sekundy dłużej! Do widzenia - rzucił słuchawką o swoje biurko. Wstał z fotela, podszedł do szyby i spojrzał w dół.
- Te bachory nie mogą się o niczym dowiedzieć, Corbiere. Już ja tego dopilnuję - zadeklarował swojemu krukowi.
W tym czasie Nina była już w pokoju i rozpakowywała swoją wielką, brązową walizkę z amerykańską flagą. W zakończone już wakacje dużo czasu spędziła z Amber. Pewne przysłowie mówi "z kim przestajesz, takim się stajesz". Nie inaczej jest i tym razem. W swej torbie zamiast - jak to co roku bywało - wielu książek o Egipcie, pamiętnika czy albumu ze zdjęciami, miała dużo szykownych sukien, wprost szytych na wytrawne kolacje u rodziny królewskiej czy okazjonalny, uroczysty bankiet, oraz wiele innych, drogich ubrań. Zdawałoby się, że to już nie ta sama Amerykanka, dla której najważniejsza jest rodzina oraz przyjaciele. Nic bardziej mylnego. Wszystkie drogie suknie i ubrania dostała właśnie od Amber na swoje 17. urodziny. Nina chciała zostawić to wszystko u siebie w domu, w Ameryce, ale przyjaciółka podstępem namówiła ją, by wzięła te prezenty do Domu Anubisa. Walizka Martin nie pomieściła wszystkich rzeczy od Millington, toteż niektóre z nich zostawiła po prostu w Stanach.
Fabian natomiast, wchodząc do swojego pokoju, miał ochotę puścić pawia, wyjść i już tam nie wracać. W każdym z czterech kątów pomieszczenia leżały brudne, zużyte, niewyprane majtki współlokatora. W całym pokoju śmierdziało majonezem. Źródłem tego zapachu była nieskończona kanapka z serem, pomidorem, jakimś sosem, majonezem, sałatą, tuńczykiem, ogórkiem kiszonym i jajkiem na twardo.
- Ja go chyba zatłukę... - odparł sam do siebie.
To nie był jednak koniec ohydztw. Niepościelone łóżko Eddiego i podłoga pełna jego brudnych ubrań dodawała ich pokojowi jeszcze paskudniejszego wyglądu. Fabiana doprowadził do furii jeszcze jeden fakt - miejsce na jego gitarę zajmowało w tamtej chwili wielkie zdjęcie Patricii z Millerem. Tego było już dość. Nie zamierzał tak tego zostawić. Wściekły Rutter natychmiast zdjął tę fotografię i położył na łóżko współlokatora. Wtem do pokoju wszedł nie kto inny niż Trudy.
- Fabian... - próbowała dokończyć swoją myśl, ale szczypiący zapach majonezu kompletnie ją zdezorientował - Co to za smród? - zapytała, zatykając sobie przy tym nos.
Brunet wzruszył tylko ramionami i westchnął.
- Chodź do kuchni, Nina dawno już tam jest i wypytuje się o ciebie - poinformowała go przy ciągle zatkanym nosie.
- Dobrze, tylko coś zrobię.
Opiekunka uśmiechnęła się i, ku swojej radości, wyszła. Fabian natomiast wziął swoją gitarę i powiesił w przeznaczonym dla niej miejscu. Po chwili, nie wiadomo czemu, spadła, a wraz z nią jakaś kartka. Zadziwiony Rutter podniósł ją. Nie krył swojego zdziwienia, gdy spojrzał na ostatnie słowa. Robert Frobisher-Smythe...


Hmm.... dziś są urodzinki bloga. W ciągu całego roku blog był wyświetlany aż... 30 738 razy!! A wszystkich komentarzy było 1592! Nie sądzicie, że to całkiem niezły wynik? 



Tego bloga czytali nie tylko ludzie z Polski, chociaż stąd było najwięcej wejść :)


Polska
27499
Stany Zjednoczone
946
Rosja
537
Francja
354
Wielka Brytania
146
Niemcy
98
Ukraina
36
Finlandia
14
Słowenia
14
Izrael
12

A teraz kto podział według przeglądarek:





Chrome
8740 (28%)
Firefox
8442 (27%)
Mobile Safari
4019 (13%)
Internet Explorer
3945 (12%)
Opera
2229 (7%)
Safari
1859 (6%)
NokiaBrowser
1130 (3%)
Dolfin
321 (1%)
Jasmine
9 (<1%)
NS8
9 (<1%)
Ja korzystam z Chroma, a wy? 

A teraz zgadnijcie który post był czytany najczęściej?
No dobra, powiem ;D
Fanfary poproszę!
Najczęściej czytaną notką jest... Scenariusz 1 autorstwa naszej kochanej Paulinki!!! 
Brawa dla niej!!!

A najczęściej odwiedzaną podstroną była zakładka... ,,Wasze scenariusze" 

Hmm... zapomniałam o najważniejszym!!
Torcik!!
A teraz wszyscy razem:
Sto lat, sto lat niech żyje, żyje nam,
Sto lat, sto lat niech żyje, żyje nam.
Jeszcze raz, jeszcze raz niech żyje nam
TEN BLOG!!!!

Dołączajcie do chórku!!!

Pozdrawiam
Agnes :**

PS. Kto chce taki tort na urodziny niech w komentarzu napisze ,,zamawiam"

czwartek, 11 lipca 2013

A więc tak / Pauline ^^

Hej! Na wstępie muszę powiadomić pozostałe autorki bloga o tym, że zmieniłam adres URL na ten, co był poprzednio. Dlaczego? A dlatego, że po zmianie wszyscy myśleli, że ten blog już nie istnieje. Dziewczyny, gdy jakiś użytkownik bloggera chce zaobserwować dany blog, to kopiuje ów adres URL bloga i taki on musi pozostać, inaczej pulpit nawigacyjny nie informuje owej osoby o dodaniu nowej notki, a inne blogi wyświetlają wtedy informację, że "blog o podanym adresie nie istnieje". Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. Chciałam po prostu to naprawić (czy mi się udało? tego nie wiem).
Druga sprawa to rocznica bloga. Tak, moi drodzy, mamy 11 lipca. Bloga założyłam w piątek, 13 lipca 2012 r. Nie wiem, czy zrobić coś z tej okazji, nie mam przekonania. Jest w ogóle sens? Przez to zamieszanie z tym adresem URL wszyscy myślą, że ten blog upadł, a on przecież wciąż istnieje. Jeszcze rok temu inaczej sobie to wszystko wyobrażałam. Ale, jak to mówią moi przyjaciele, "życie to nie je bajka". Do (chyba) zobaczenia w kolejnej notce.
Pozdrawiam,

Pauline ^^

PS Wiem, że ta notka w ogóle nie trzyma się kupy, jest chaotycznie napisana itd., ale bardzo mi się spieszy. A i zapomniałabym - tęskniłam za wami :D

PPS A wiecie, że to już 199 notka? C:

piątek, 28 czerwca 2013

Czy zacząć wszystko od zera? / Pauline ^^

Hej, słuchajcie, dawno mnie tu nie było... Szczerze mówiąc, miałam już nie wracać. Ba, ja chciałam usunąć bloggera, ale jednak postanowiłam się wstrzymać i powróciłam. Na przełomie kwietnia i maja musiałam ogarnąć takie sprawy:
- kto?,
- co?,
- gdzie?
- i jak?,
a w drugiej połowie czerwca wróciła taka nostalgiczna tęsknota za blogiem, za tamtymi wakacjami, za chwilami spędzonymi z Wami. Zdaję sobie sprawę, że tamte piękne czasy już nie wrócą... Jednak chciałabym naprawić te wszystkie moje błędy, które popełniłam, którymi Was zamęczałam... Czy przyjęlibyście mnie z powrotem? Jeśli ktoś w ogóle to czyta. Mam wyobrażenie, że blog został nieco zaniedbany i biorę za to pełną odpowiedzialność. Dziewczyny i tak zrobiły więcej, niż powinny. Spróbowały odświeżyć tego bloga (a tak nawiasem mówiąc, kto zrobił taki śliczny nagłówek? ;3) i poniekąd udała im się ta niełatwa sztuka. Dziewczyny, chapeau bas. Drodzy Czytelnicy, czy wybaczycie mi te wszystkie moje pomyłki i dacie drugą szansę? Zależy mi na Waszej szczerej i obiektywnej opinii.
Dobrze, załóżmy, że w pełni wracam na bloga. Ale co dalej? Co mam pisać? Scenariuszy kończyć nie będę, chyba nawet zaraz pousuwam te paskudztwa... HoA się skończyło (właściwie dla mnie skończyło się na 1. sezonie - drugi był porażką, a pierwszym i ostatnim odcinkiem trzeciej serii, który obejrzałam, był dzisiejszy finał. Zmarnowałam tylko czas) i tu pytanie do Was - czy Wy będziecie jeszcze czytać blogi o tematyce Tajemnic Domu Anubisa? Odpowiedź na nie chce znać zapewne każdy właściciel takiego bloga, w tym także i ja.
Dziękuję za wszystkie szczere opinie. Jeśli takowych nie będzie, to trudno. Ja bloga zakładałam dla przyjemności, dla spełnienia marzeń, a nie żeby mieć 1000 komentarzy dla szpanu... Choć w tej chwili się przydadzą, by wiedzieć, co sądzicie o tym wszystkim, co napisałam.
Do być może napisania. Pozdrawiam,
Pauline ^^

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Poszukiwania :)

Hej!
Poszukuję kogoś, kto chciałby dołączyć do tego bloga. Fluffy się nie odzywa od dłuższego czasu, a ja uważam, że jedna osoba pisząca (i jedna uznajmy na urlopie) na tym blogu to za mało. Więc jeśli ktoś chce dołączyć to proszę pisać na mój e-mail: agoi342@wp.pl
Agnes
PS. Kolejny rozdział właśnie się pisze, więc powinien pojawić się niedługo.

czwartek, 16 maja 2013

Rozdział 20/Agnes


Rozdział 20
-Więc...-Mara patrzyła na chłopaka nie wiedząc co ma robić-Twierdzisz, że jesteś... jakimś pół-bogiem, a twoim ojcem jest Anubis? Tak?-Jerome wbił wzrok w podłogę i pokiwał głową.
-Mara, wiem, że wydaje ci się to dziwne, ale...
-Posłuchaj!-warknęła przerywając mu-Miałeś mi wytłumaczyć dlaczego ze mną zerwałeś, a nie opowiadać jakieś bajeczki!-wstała i rzucając mu wściekłe spojrzenie odwróciła się. Ruszyła w kierunku drzwi, ale po pierwszym kroku przed nią zmaterializowała się jakaś postać. Mężczyzna. Dziewczyna spojrzała na jego twarz, a po chwili zemdlała. Jerome podbiegł do niej, wziął na ręce i położył na łóżko.
-Naprawdę musiałeś przebrać się za tego lekarza?
-Tak.-Seth uśmiechnął się. Clarke stwierdził, że nikt nie może zaprzeczyć, że zachowuje się jak dziecko. Spojrzał na Marę, a po chwili namysłu przyłożył jej rękę do czoła i wyszeptał kilka słów.
-Zaraz się obudzi. Czy... klątwa Anubisa na pewno jest zdjęta?
-Mam taką nadzieję.-Seth spoważniał-Ale obawiam się, że przez to zdarzenie, Anubis będzie mógł łatwiej...
-Rozumiem. Możesz zrobić coś, żeby zostawił nas w spokoju?-Jerome wydawał się zrezygnowany. Do tej pory myślał, że jakoś sobie poradzi, ale patrząc na to, jaka Mara jest słaba zdecydował, że będzie potrzebował pomocy.-Gdyby chodziło tylko o mnie nie poprosiłbym cię o to... Ale Poppy, Mara, Alfie... praktycznie wszyscy są w niebezpieczeństwie przeze mnie. 
-Może...-Seth zastanowił się-Może uda mi się wymóc na nim obietnicę, że ani osobiście, ani przez pośrednika nie skrzywdzi ciebie, ani twoich przyjaciół. 
-Złoży taką obietnicę?
-Tak, w końcu... O Maro, obudziłaś się, jak się czujesz?
-Miałam dziwny sen. Jerome twierdził, że jest synem Anubisa, a pan pojawił się znikąd. 
-Ooo...-Serh uśmiechnął się-To nie był sen. Dokładnie tak było. Jerome coś tam ci wyjaśnił, ale ponieważ nie wierzyłaś... no cóż przyszedłem z pomocą. 
-Obaj sobie ze mnie żartujecie.-stwierdziła Jaffray
-Zapytaj kogokolwiek z mieszkańców domu... z wyjątkiem Victora i Trudy, oni o niczym nie wiedzą. 
-Posłuchajcie, to jest jakiś głupi żart. Nie mam zamiaru dłużej tego słuchać. 
-Tata też wie.-powiedział Jerome cicho
-Anubis? A co jego też zaprosiłeś?-zapytała ironicznie dziewczyna
-Anubis jest moim ojcem tylko w sensie biologicznym. Nienawidzę go. 
-Kręcisz Jerome. 
-Dlaczego tak uważasz?-Clarke postanowił wysłuchać, co według niej nie trzyma się kupy.
-Nie chciałeś utrzymywać kontaktów ze swoim ojcem, a kiedy okazało się, że jest w więzieniu nie chciałeś go odwiedzić. Jednak  kiedy tam poszliśmy mówiłeś do niego ,,tato". Skoro, jak twierdzisz, nie był twoim biologicznym ojcem dlaczego nie mówiłeś do niego... chociażby po imieniu?
-Ja... Chciałem o nich zapomnieć. Nie tylko o jednym. O obu. Ale... Anubisa szczerze nienawidziłem i bałem się go. 
-A pa.. Johna?-Mara i Jerome prawie uśmiechnęli się na wspomnienie, kiedy pan Clarke powiedział Marze, żeby mówiła do niego po imieniu. 
-No cóż... jego tylko się bałem.-przyznał chłopak-No i byłem mu wdzięczny...-dodał tak cicho, że gdyby Mara nie siedziała tak blisko, pewnie by nic nie usłyszała.
-Jak to?-zdziwiła się
-Wmówił Anubisowi, że Poppy jest jego córką. Kiedy jeszcze mama była w ciąży kazał mi uczyć się ukrywać swoją moc... A jak już się urodziła, od razu zabrał mnie do szpitala. Kazał mi ukryć moc Poppy. Nawet nie wyjaśnił dlaczego. W sumie nie musiał...
-Skoro byłeś mu wdzięczny, to czemu nie chciałeś się z nim zobaczyć? I czemu nie chciałeś, żeby Poppy się z nim widziała?
-Bałem się go.-Jerome utkwił wzrok w podłodze, a Mara rozejrzała się. Nie była w stanie na niego patrzeć, wydawał się taki przygnębiony. Zanim Clarke zaczął kolejne zdanie, Jaffray zauważyła, że lekarz gdzieś zniknął-Kiedy byłem mały on... często pił... dużo pił. Nie chciał, żebym używał mocy, ale byłem dzieckiem i nie umiałem tego opanować, więc się wściekał. 
-Bił cię?-Mara chcąc nie chcąc zaczynała wierzyć byłemu chłopakowi
-Czasami.-przyznał-Ale wtedy zawsze był inny. A potem robił to coraz rzadziej, w końcu przestał. Mnie mama wysyłała do Anubisa, a on chodził na terapię. Całkiem przestał pić, kiedy mama zaszła w ciąże...
-Byłeś wtedy bardzo mały, a pamiętasz wszystko ze szczegółami.-zauważyła dziewczyna
-Jedna z niewielu zalet odziedziczonych po Anubisie. -uśmiechnął się blado-Ale wracając... przestał pić kiedy mama zaszła w ciąże. Podejrzewał, że go zdradza, bo... wyprowadził się od nas na kilka miesięcy. Wprawdzie odwiedzał mnie, przynosił prezenty...chciał, żebym zapomniał to co było wcześniej, ale... rozumiesz.-Mara kiwnęła głową-No i był zły. Chciał znowu zacząć pić, ale mama powiedziała mu, że ojcem dziecka jest Anubis. Na początku był zły, ale mniej niż na początku. Rozumiał. Kiedy się uspokoił kazał mi nauczyć się ukrywać moc... mówiłem to już. 
-No dobra, to wyjaśniłeś. Ehh... miałam jeszcze inne pytania, ale wyleciały mi z głowy. Chociaż, mam jedno. Mówiliście, że ta śpiączka była wywołana przez Anubisa.
-Tak. On przysłał to kogoś. Wydaje mi się, że jak zemdlałaś za pierwszym razem, to był przypadek. Wysłał tu kogoś, żeby się rozejrzał czy coś, a ty byłaś w domu i go zauważyłaś.
-Nie przypominam sobie, żebym kogokolwiek wtedy widziała. 
-Jeśli chcesz, mogę sprawić, żebyś sobie przypomniała.
-Jeśli ci się uda, to ci uwierzę.-powiedziała Jaffray zdecydowanie. 
-OK, połóż się. Zamknij oczy.-kiedy dziewczyna wykonała polecenia Jerome przyłożył dłonie do jej skroni i wymruczał kilka słów. Kiedy skończył oderwał od niej ręce i przysiadł w rogu łóżka. Po 15 minutach Mara otworzyła oczy.
-OK, wierzę ci. -powiedziała, a chłopak się uśmiechnął-Ale nie mam zamiaru z tobą chodzić.
-Jak to?-zdziwił się-Przecież...
-Wierzę ci, i nawet wybaczyłam to zerwanie. Chodzi o to, że nie zaufałeś mi dostatecznie, żeby to wszystko powiedzieć. Zrozum.
-Ale...-Jerome nie mógł w to uwierzyć. Jak zwykle wybrał gorsze rozwiązanie-A jeśli udowodnię ci, że ci ufam i, że ty możesz mi zaufać?
-Mam nadzieję, że ci się uda.-uśmiechnęła się do niego.-Posłuchaj Jerome. Kocham Cię. Jak nikogo innego. Więc lepiej się postaraj.-Mara pocałowała go w policzek i wyszła z pokoju.


Hej, wróciłam! Ale to pewnie zauważyliście... Więc tak, z następnym rozdziałem nie czekam na fluffy i pojawi się on za dwa lub trzy tygodnie. Zależy kiedy się z nim wyrobię. Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem będzie więcej niż 2 komentarze :)

niedziela, 7 kwietnia 2013

Rozdział 19/Agnes

Zanim przejdę do rozdziału, chciałabym zawiadomić, że kolejny rozdział pojawi się dopiero po notce fluffy. Ostatni scenariusz napisałaś pod koniec stycznia, a teraz jest początek kwietnia. Mam nadzieję, że nie chcesz zostawić tego bloga.

Rozdział 19
Kolejny dzień wszystkim minął szybko. Wieczorem Jerome zastanawiał się, jak powiedzieć o wszystkim Marze.
-Alfie, śpisz?-zapytał cicho
-Tak.-usłyszał z sąsiedniego łóżka
-Aha... Jak ja mam to wytłumaczyć Marze?
-Może... najpierw jej to opowiedz, potem coś tam pokarz i módl się, żeby ci uwierzyła... Albo poproś Setha o pomoc. On fajnie twarz zmienia. Jestem pewien, że po czymś takim ci uwierzy.
-Może.-stwierdził Clarke i chciał jeszcze o coś zapytać, ale dobiegło do niego ciche pochrapywanie. Nie chciał budzić przyjaciela, za to spróbował zasnąć. Udało mu się to ok. 5 nad ranem.

-Victor, albo wasze życie, wybieraj.-usłyszała Nina i obudziła się z krzykiem
-Co się stało?-zapytała od razu Amber, którą obudził krzyk przyjaciółki.
-Mam dać mu Victora...-zaczęła Martin, ale już po chwili płakała. Dopiero po kilkunastu minutach się uspokoiła-Mam dać mu Victora, albo nas zabije. Wszystkich. Co mam robić?
-Nie martw się.-Amber przytuliła przyjaciółkę-Wymyślimy coś, jak zwykle.
Na śniadaniu wybrana opowiedziała Sibunie o śnie. Nie wiedzieli co robić.
-Hej!-Jerome w dziwnie wesołym nastroju siadł na swoje miejsce.
-Hej.-Eddie spojrzał na chłopaka, a po chwili dodał-Nina miała wizję.
-Jaką?
-Tamten głos powiedział, że albo damy mu Victora, albo... nas zabije.-powiedziała cicho Joy
-Nic nie może wam zrobić.-Clarke brzmiał pewnie, ale przyjaciele spojrzeli na niego pytająco-Seth nałożył na was tarczę. Anubis nie może wam nic zrobić.
-Czyli... nie musimy się martwić, tak?-upewniła się Amber, a blondyn kiwnął głową.
-Trudy? Kiedy wróci Mara?-zapytała Willow, gdy tylko zobaczyła opiekunkę
-Po południu. Jak wrócicie ze szkoły, pewnie już będzie.

-Jerome!
-O co chodzi, dyrektorze?-zapytał chłopak
-W tamtym roku zorganizowałeś turniej ping-ponga. Pomyślałem sobie, że może w tym roku...
-Mam zorganizować jakiś turniej?-dyrektor kiwnął głową-Eee... dobrze. Też w ping-ponga, czy...
-Jak chcesz. Dzięki tamtej wygranej o naszej szkole zrobiło się głośniej.
-Dobrze. Postaram się coś zorganizować.
-Przyjdź dziś po...
-Przepraszam, ale dzisiaj nie mogę.
-Aaa...-Sweet dopiero zorientował się o co chodzi-Mara wraca, tak? W takim razie przyjdź jutro po lekcjach.
-Eee... tak.-Jerome spojrzał na mężczyznę.-Zabiję Eddie'go.-mruknął, kiedy dyrektor poszedł. OK, jest jego synem, ale nie musi mu o wszystkim opowiadać.

W DA
-Jestem!-Trudy usłyszała znajomy głos
-Mara, gwiazdko, miałam po ciebie jechać.
-Nie trzeba. Jeden z lekarzy przyjechał ze mną. Powiedział, że ma tu coś do załatwienia, więc przy okazji...
-Rozumiem. Pewnie jesteś głodna. Chcesz coś?
-Eee... Może naleśniki z serem?
-Dobrze gwiazdko. Idź do pokoju i się połóż, musisz być zmęczona.
-Trudy, wyleżałam się za wszystkie czasy. Może pomóc ci z naleśnikami?
-Nie, poradzę sobie. A skoro nie chcesz iść do pokoju, to siądź sobie w salonie. Naprawdę powinnaś odpoczywać. Jesteś taka blada.
-Naprawdę nic mi nie jest.-powiedziała uśmiechnięta Mara-Pójdę do salonu i poczekam na naleśniki. Albo nie. Pójdę z tobą do kuchni i opowiesz mi co się działo, kiedy byłam w szpitalu.
Trudy kiwnęła głową i obie poszły do kuchni. Opiekunka zaczęła robić naleśniki, a przy okazji opowiadała Marze o wszystkim co stało się w przeciągu ostatnich dni.
Jaffray nie czuła się dobrze, ale nie chciała iść do pokoju. Bała się zostać sama, kiedy tylko zasnęła miała dziwne sny. Zawsze pojawiała się w nich jakaś postać. Dziewczyna niebyła w stanie  przyjrzeć się dokładnie, ale wiedziała, że tamten ktoś miał maskę-głowę jakiegoś zwierzęcia. Nie była w stanie określić jakiego.
-Naleśniki gotowe.-usłyszała i wstała. Wzięła od Trudy talerz i poszła do stołu. Po ok. 15 minutach odniosła talerz do kuchni. Nigdzie nie zauważyła opiekunki, więc umyła talerz i poszła do pralni. Tak jak się spodziewała, zobaczyła tam kobietę.
-Smakowało?-zapytała, kiedy zauważyła Marę.
-Tak. Kiedy wrócą ze szkoły?
-Za jakąś godzinę.
-Aha, to... ja posiedzę w salonie.
Godzinę później.
Jerome praktycznie podbiega pod dom, jednak nie wchodzi. Dopiero po kilku minutach otwiera drzwi.
Kiedy wszedł skierował się do salonu. Postanowił, że tam zaczeka na resztę zanim pójdzie porozmawiać z Marą.
-Jerome!-usłyszał głos dziewczyny.
-Mara, nie powinnaś być w pokoju? Jesteś bardzo blada.
-Nie, nic mi nie jest. Za długo nie byłam na słońcu i tyle-skłamała Jaffray-To może mi wszystko wytłumaczysz?
-Najpierw niech reszta się z tobą przywita. Moje wyjaśnienia mogą trochę potrwać.-powiedział, a dziewczyna kiwnęła głową. Po kilku minutach reszta uczniów z DA.
-Mara! Jak się czujesz? Co powiedział lekarz?...-Amber zadawała jedno pytanie za drugim nie dając nikomu dojść do słowa. Pół godziny później, kiedy wszystkie pytania zostały zadane Clarke poprosił dziewczynę, żeby poszła do jego pokoju.
-No więc?-zapytała, kiedy tylko drzwi się zamknęły
-Nie bardzo wiem jak zacząć...-powiedział
-Najlepiej od początku-Mara uśmiechnęła się do niego. Chłopak wziął oddech i zaczął mówić.

Sorry, że taki krótki, ale cóż, tak wyszło. Mam nadzieję, że się podoba.

poniedziałek, 11 marca 2013

Rozdział 18/Agnes+wyniki ankiety

Rozdział 18
-Mara!-Jerome po prostu skakał ze szczęścia-Tak się martwiliśmy... ja się martwiłem.-dokończył już ciszej.
-Fajnie, a teraz mógłbyś już wyjść.-powiedziała twardo dziewczyna.
-Wyjdźcie na chwilę.-odezwał się Seth, patrząc uważnie na Marę-Muszę ją zbadać.
-Ale...-zaczął Clarke ale napotkawszy spojrzenie ,,lekarza" kiwnął głową i wyszedł.
-Pamiętasz co się działo zanim straciłaś przytomność? 
-Przyszła do mnie Willow. Rozmawiałyśmy o... czymś. 
-O czym?
-O Jeromie. Rozpłakałam się, a ona mnie przytuliła. Potem musiała już iść do szkoły. Kiedy tylko zamknęła za sobą drzwi straciłam przytomność. 
-Nie byłaś w szkole?
-Nie.
-Odpocznij, zajrzę do ciebie za jakieś pół godziny. Wpuścić twoich przyjaciół?
-Zaraz.-powiedziała Mara, a po chwili wahania zapytała-Jerome przychodził tu wcześniej?
-Gdyby mógł nie wychodziłby z tond.-powiedział, a po chwili dodał-Bardzo mu na tobie zależy.
-Rzucił mnie. Stwierdził, ze mu się znudziłam.
-No nie wiem. Nie wydawał się znudzony, kiedy cały czas mnie pytał, czy wiem kiedy się obudzisz i czy znalazłem sposób, żeby ci pomóc.-Seth uśmiechnął się do niej i otworzył drzwi, przez które weszli Jerome, Poppy i Alfie.
-Jak się czujesz?-zapytał Lewis 
-Nieźle, ale jestem trochę zmęczona. 
-Mamy wyjść?-zapytała blondynka
-Nie, ale moglibyście przynieść mi wodę?-Mara rzuciła Poppy znaczące spojrzenie
-Jasne, Alfie chodź ze mną.
-Tamten lekarz powiedział, że często tu przychodziłeś.-zaczęła-Jeśli obwiniałeś się, o to co się stało, to daruj sobie i wyjdź.
-A jeśli nie dlatego przychodziłem?-zapytał cicho Jerome 
-To powiedz czemu to robiłeś.
-Bo mi naprawdę na tobie zależy. Nie chciałem z tobą zrywać...
-Jasne.
-Naprawdę. Ja... musiałem.-chłopak spuścił wzrok
-Niby czemu?-Mara nie sprawiała wrażenie przekonanej
-Wytłumaczę ci wszystko w domu. Przysięgam.
-Dlaczego nie tu?
-Ponieważ o tym nikt nie może się dowiedzieć. Maro, proszę, wytłumaczę ci wszystko.-Jerome wreszcie spojrzał jej w oczy. Dziewczyna powoli kiwnęła głową.
Chwilę później do pokoju weszli Poppy i Alfie.
-Pojutrze wychodzisz.-powiedziała uśmiechnięta Poppy-A i zapomniałabym; masz pozdrowienia od Willow.
W pokoju Niny i Amber.
-Myślicie, że powinniśmy mu powiedzieć?-zapytała Nina
-Ale komu?-KT, tak jak i reszta Sibuny nie miała pojęcia o co chodzi.
-Victorowi. Jeśli jego szuka ten głos, a raczej Anubis, to chyba powinien o tym wiedzieć.
-Ale on powiedział, że ty masz mu go dać. A to znaczy, że nie mogą mu nic zrobić.-powiedział Fabian
-Chyba masz rację. Czyli na razie mu nie mówimy?-wszyscy pokiwali głowami 
-Pamiętacie, że jak rozmawialiśmy o tym, że Anubis chce Victora Jerome wspomniał coś o pierścieniu?-powiedział Fabian-Poszukałem w internecie i bibliotece czegoś o nim.
-I?-pogoniła go Nina
-Znalazłem tylko coś o pierścieniu atlantów. Podobno miał właściwości uzdrawiające i ochronne.
-Pierścień atlantów?
-Tak. Podobno po zatopieniu Atlantydy jej reprezentanci dotarli do Egiptu. A ten pierścień jest tworem ich legendarnej cywilizacji. 
-To o ten pierścień chodzi?-zapytała Patricia
-Możliwe. Podobno uzdrawia i chroni ludzi, ale Anubis nie jest człowiekiem. Nie wiadomo jak zadziała na niego.
-Więc Anubis może znaleźć pierścień za pośrednictwem Victora. A my nie możemy do tego dopuścić. 
-Właśnie.-powiedział Eddie
-Gwiazdki, kolacja!- Sibuna usłyszała głos Trudy i zeszła na dół.
-Nie ma jeszcze Jeroma, Poppy i Alfie'go?-zapytała Willow
-Nie, ale pewnie niedługo wrócą.-powiedziała Amber dokładnie w tej samej chwili, w której otworzyły się drzwi i weszli wyżej wspomniani uczniowie.
-Obudziła się!-krzyknęła Poppy kiedy tylko weszła do jadalni-Wychodzi pojutrze!
Wszyscy wstali od stołu i zaczęli wypytywać rodzeństwo i Alfiego o: to jak się czuje, jak się obudziła, co powiedział lekarz itp. Kiedy wreszcie się uspokoili, usiedli do stołu i zjedli kolację. 


A teraz wyniki ankiety:


GŁOSOWANIE NA POSTAĆ TDA ROKU 2013!



Nina
  4 (10%)
 
KT
  0 (0%)
Amber
  0 (0%)
Mara
  3 (7%)
 
Patricia
  20 (51%)
 
Joy
  0 (0%)
Willow
  3 (7%)
 
Fabian
  3 (7%)
 
Eddie
  3 (7%)
 
Jerome
  3 (7%)
 
Alfie
  0 (0%)
Mick
  0 (0%)

Zmień swój głos
Liczba głosów do tej pory: 39
Liczba dni do końca głosowania: 295

A więc pierwsze miejsce zajęła Patricia-20 głosów, drugie Nina-4 głosy a Mara, Willow, Fabian, Eddie i Jerome zdobyli po 3 głosy. Pozostali nie dostali żadnego głosu. 

Ponieważ na konkurs nie dostałam żadnej pracy, chciałabym, żeby w zakładce ,,konkursy" napisały osoby, które mogłyby jeszcze napisać. Jeśli znajdzie się chociaż 5 osób, przeniosę termin wysłania prac do końca marca.