Zanim przejdę do rozdziału, chciałabym zawiadomić, że kolejny rozdział pojawi się dopiero po notce fluffy. Ostatni scenariusz napisałaś pod koniec stycznia, a teraz jest początek kwietnia. Mam nadzieję, że nie chcesz zostawić tego bloga.
Rozdział 19
Kolejny dzień wszystkim minął szybko. Wieczorem Jerome zastanawiał się, jak powiedzieć o wszystkim Marze.
-Alfie, śpisz?-zapytał cicho
-Tak.-usłyszał z sąsiedniego łóżka
-Aha... Jak ja mam to wytłumaczyć Marze?
-Może... najpierw jej to opowiedz, potem coś tam pokarz i módl się, żeby ci uwierzyła... Albo poproś Setha o pomoc. On fajnie twarz zmienia. Jestem pewien, że po czymś takim ci uwierzy.
-Może.-stwierdził Clarke i chciał jeszcze o coś zapytać, ale dobiegło do niego ciche pochrapywanie. Nie chciał budzić przyjaciela, za to spróbował zasnąć. Udało mu się to ok. 5 nad ranem.
-Victor, albo wasze życie, wybieraj.-usłyszała Nina i obudziła się z krzykiem
-Co się stało?-zapytała od razu Amber, którą obudził krzyk przyjaciółki.
-Mam dać mu Victora...-zaczęła Martin, ale już po chwili płakała. Dopiero po kilkunastu minutach się uspokoiła-Mam dać mu Victora, albo nas zabije. Wszystkich. Co mam robić?
-Nie martw się.-Amber przytuliła przyjaciółkę-Wymyślimy coś, jak zwykle.
Na śniadaniu wybrana opowiedziała Sibunie o śnie. Nie wiedzieli co robić.
-Hej!-Jerome w dziwnie wesołym nastroju siadł na swoje miejsce.
-Hej.-Eddie spojrzał na chłopaka, a po chwili dodał-Nina miała wizję.
-Jaką?
-Tamten głos powiedział, że albo damy mu Victora, albo... nas zabije.-powiedziała cicho Joy
-Nic nie może wam zrobić.-Clarke brzmiał pewnie, ale przyjaciele spojrzeli na niego pytająco-Seth nałożył na was tarczę. Anubis nie może wam nic zrobić.
-Czyli... nie musimy się martwić, tak?-upewniła się Amber, a blondyn kiwnął głową.
-Trudy? Kiedy wróci Mara?-zapytała Willow, gdy tylko zobaczyła opiekunkę
-Po południu. Jak wrócicie ze szkoły, pewnie już będzie.
-Jerome!
-O co chodzi, dyrektorze?-zapytał chłopak
-W tamtym roku zorganizowałeś turniej ping-ponga. Pomyślałem sobie, że może w tym roku...
-Mam zorganizować jakiś turniej?-dyrektor kiwnął głową-Eee... dobrze. Też w ping-ponga, czy...
-Jak chcesz. Dzięki tamtej wygranej o naszej szkole zrobiło się głośniej.
-Dobrze. Postaram się coś zorganizować.
-Przyjdź dziś po...
-Przepraszam, ale dzisiaj nie mogę.
-Aaa...-Sweet dopiero zorientował się o co chodzi-Mara wraca, tak? W takim razie przyjdź jutro po lekcjach.
-Eee... tak.-Jerome spojrzał na mężczyznę.-Zabiję Eddie'go.-mruknął, kiedy dyrektor poszedł. OK, jest jego synem, ale nie musi mu o wszystkim opowiadać.
W DA
-Jestem!-Trudy usłyszała znajomy głos
-Mara, gwiazdko, miałam po ciebie jechać.
-Nie trzeba. Jeden z lekarzy przyjechał ze mną. Powiedział, że ma tu coś do załatwienia, więc przy okazji...
-Rozumiem. Pewnie jesteś głodna. Chcesz coś?
-Eee... Może naleśniki z serem?
-Dobrze gwiazdko. Idź do pokoju i się połóż, musisz być zmęczona.
-Trudy, wyleżałam się za wszystkie czasy. Może pomóc ci z naleśnikami?
-Nie, poradzę sobie. A skoro nie chcesz iść do pokoju, to siądź sobie w salonie. Naprawdę powinnaś odpoczywać. Jesteś taka blada.
-Naprawdę nic mi nie jest.-powiedziała uśmiechnięta Mara-Pójdę do salonu i poczekam na naleśniki. Albo nie. Pójdę z tobą do kuchni i opowiesz mi co się działo, kiedy byłam w szpitalu.
Trudy kiwnęła głową i obie poszły do kuchni. Opiekunka zaczęła robić naleśniki, a przy okazji opowiadała Marze o wszystkim co stało się w przeciągu ostatnich dni.
Jaffray nie czuła się dobrze, ale nie chciała iść do pokoju. Bała się zostać sama, kiedy tylko zasnęła miała dziwne sny. Zawsze pojawiała się w nich jakaś postać. Dziewczyna niebyła w stanie przyjrzeć się dokładnie, ale wiedziała, że tamten ktoś miał maskę-głowę jakiegoś zwierzęcia. Nie była w stanie określić jakiego.
-Naleśniki gotowe.-usłyszała i wstała. Wzięła od Trudy talerz i poszła do stołu. Po ok. 15 minutach odniosła talerz do kuchni. Nigdzie nie zauważyła opiekunki, więc umyła talerz i poszła do pralni. Tak jak się spodziewała, zobaczyła tam kobietę.
-Smakowało?-zapytała, kiedy zauważyła Marę.
-Tak. Kiedy wrócą ze szkoły?
-Za jakąś godzinę.
-Aha, to... ja posiedzę w salonie.
Godzinę później.
Jerome praktycznie podbiega pod dom, jednak nie wchodzi. Dopiero po kilku minutach otwiera drzwi.
Kiedy wszedł skierował się do salonu. Postanowił, że tam zaczeka na resztę zanim pójdzie porozmawiać z Marą.
-Jerome!-usłyszał głos dziewczyny.
-Mara, nie powinnaś być w pokoju? Jesteś bardzo blada.
-Nie, nic mi nie jest. Za długo nie byłam na słońcu i tyle-skłamała Jaffray-To może mi wszystko wytłumaczysz?
-Najpierw niech reszta się z tobą przywita. Moje wyjaśnienia mogą trochę potrwać.-powiedział, a dziewczyna kiwnęła głową. Po kilku minutach reszta uczniów z DA.
-Mara! Jak się czujesz? Co powiedział lekarz?...-Amber zadawała jedno pytanie za drugim nie dając nikomu dojść do słowa. Pół godziny później, kiedy wszystkie pytania zostały zadane Clarke poprosił dziewczynę, żeby poszła do jego pokoju.
-No więc?-zapytała, kiedy tylko drzwi się zamknęły
-Nie bardzo wiem jak zacząć...-powiedział
-Najlepiej od początku-Mara uśmiechnęła się do niego. Chłopak wziął oddech i zaczął mówić.
Sorry, że taki krótki, ale cóż, tak wyszło. Mam nadzieję, że się podoba.
świetne <3 Jara shipper ^ ^
OdpowiedzUsuńCzekam na następne :)
Extra! Czekam na kolejne :D
OdpowiedzUsuń