piątek, 26 lipca 2013

Rozdział 21+coś z okazji 200 notki/Agnes

Hej!
I pojawił się rozdzialik. Wiem, że od poprzedniego miały minąć 2-3 TYGODNIE, a nie MIESIĄCE, ale tak jakoś wyszło. No cóż... tylko nie bijcie!!! Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Następny będzie... jeszcze w tym roku :)

Rozdział 21
Joy siedziała sama w pokoju. Nagle usłyszała pukanie.
-Proszę.-powiedziała cicho i spojrzała na drzwi.
-Hej, co robisz?-Mick wsadził głowę do pokoju.
-Ehhh... nic.
-Ja... chciałbym cię o coś zapytać.-blondyn podszedł do dziewczyny i usiadł na łóżku. 
-Wal
-Chodzi o Marę... ja...
-Chcesz ją odzyskać?-podsunęła Joy
-Mhhmm...
-A więc moja rada brzmi: odpuść sobie.
-Nie jesteś zbyt pomocna.-warknął chłopak
-Tak uważasz? Co chcesz zrobić? Ona jest strasznie zakochana w Jeromie...
-Nie są już parą...
-Chwilowo. Tak samo było z Niną i Fabianem. I co z tego wyszło? Jak głupia przez rok za nim latałam. Próbowałam dosłownie wszystkiego. A ostatecznie i tak musiałam się poddać! Z tobą będzie tak samo. Przez te kilka dni które zostajesz. A potem co? Będziesz jej maile wysyłał?
-A jak bym wrócił?
-Aha, więc zrezygnujesz z jednej z najlepszych szkół sportowych, żeby patrzeć, jak ona cię ignoruje?!
-Dlaczego tak twierdzisz?
-Bo ja już to przerobiłam!-w oczach dziewczyny pojawiły się łzy-Gdybym wtedy posłuchała takiej rady, może...
-Więc uważasz, że to nie ma sensu?
-Dokładnie. Rozejrzyj się w swojej szkole. Tam na pewno jest dużo ładnych dziewczyn. 
-Ale... ja kocham Marę...-Mick spuścił wzrok
-Ale łudząc się, że moglibyście być razem będziesz się tylko ranił.
-Może masz rację...-chłopak wstał-Dzięki Joy.
-Nie ma za co, Mick.-szepnęła Mercer, ale blondyna już nie było.

-Mamy dużo pracy!-krzyknęła Amber wchodząc do pokoju Alfie'go i Jerome'a
-Eee...?
-Ehhh... wam to chyba trzeba rozrysować. Urodziny Mary! Trzeba zrobić imprezę.
-Ale ona miała już urodziny. W sumie to nawet jej nikt życzeń nie mógł złożyć bo cały dzień miała badania. 
-No właśnie. Dlatego imprezkę robimy jutro wieczorem! 
-A dlaczego nie powiesz o tym wszystkim?-zapytał Alfie
-Ohhh... powiem, powiem, wszystkim oprócz Mary. To ma być niespodzianka. A żeby niespodzianka się udała, trzeba zrobić dwie rzeczy. Pierwsza; przekonać Victora, żeby przesunął godzinę policyjną, a druga; trzymać Marę z dala od domu.
-Pierwsze jest niewykonalne, a co do drugiego, to jak niby chcesz to zrobić? Mara co trzy godziny musi brać jakieś pastylki.-stwierdził Jerome
-Pastylki może wziąć ze sobą. Musisz ją tylko do tego przekonać.
-Niby jak?
-Może zaprosisz ją na randkę?-zaproponował Alfie
-Jaasne. Od razu się zgodzi.
-Wymyślisz coś.-stwierdziła Amber-A ja już lecę, trzeba wszystko zaplanować i oczywiście przekonać Victora.
-Ehhh...-Jerome niezbyt wierzył, żeby komukolwiek udało się przekonać Victora-Przecież on nawet co do imprezy będzie przeciwny.
-Tak. Ale ty lepiej zajmij się planowaniem. Musisz przecież trzymać Marę z dala od domu.-Alfie uśmiechnął się widząc minę przyjaciela. Widać, że Clarka przerażała myśl, że ma być z Marą sam na sam przez kilka godzin. Alfie wiedział czemu, ale pomyślał, że czym szybciej Jerome zacznie przyzwyczajać się, że Jaffray o wszystkim wie tym lepiej. 
-Pomyślę.

-Mara! Wstawaj!-Joy miała dość. Próbowała obudzić Marę od dziesięciu minut. Ta jednak tylko mruczała coś pod nosem i spała dalej.-OK, tak grasz?-powiedziała bardziej do siebie niż do niej-Mara! Jerome chce zaprosić cię na randkę! Zaraz wejdzie do pokoju!
-Co?! Nie może mnie tak zobaczyć!-dziewczyna po sekundzie siedziała i trzymała w ręku szczotkę. Po chwili jednak spojrzała na Joy, która wręcz zwijała się ze śmiechu. 
-Na... hahaha... ja nie mogę.-Mercer spróbowała się uspokoić-Nareszcie się obudziłaś.
Mara dopiero wtedy zrozumiała, że ten tekst o Jeromie był tylko na pobudkę.
-Au! Za co to?-Joy rozmasowywała ramię w które chwilę wcześniej uderzyła szczotka.
-Za obudzenie i żartowanie sobie ze mnie.-stwierdziła z powagą Mara, jednak po chwili uśmiechnęła się. 
-Dobra, dobra, ubieraj się. Jeśli za 10 minut nie będziesz gotowa pójdziesz do szkoły bez śniadania.
-Aaaa.... faktycznie, dziś już idę do szkoły.
-Właśnie, koniec leniuchowania.-Joy uśmiechnęła się i wyszła z pokoju.
Jaffray podeszła do szafy. Wyjęła mundurek i położyła go na łóżku. Szybko rozczesała włosy i poszła do łazienki. Po kilku minutach wyszła i skierowała się do swojego pokoju. Kiedy otworzyła drzwi i zajrzała do środka nie mogła powstrzymać krzyku. Pokój był zdemolowany. Łóżka były poprzewracane, drzwi szafy wyłamane, a wszystkie ubrania porwane. Ozdoby, które dziewczyny postawiały lub porozwieszały były połamane. Mara podeszła do swojej szafki i otworzyła górną szufladę. Miała tam album. Drżącymi rękoma otworzyła go i z jej gardła ponownie dobiegł krzyk. Wszystkie zdjęcia były porwane. Po policzkach dziewczyny zaczęły spływać łzy. W tamtym albumie miała zdjęcia całej swojej rodziny, wszystkich przyjaciół. Były tam jedyne zachowane zdjęcia jej brata... Nagle dziewczyna usłyszała stłumione krzyki, a po chwili poczuła, że ktoś ją przytula. 
-Kto to zrobił?!-w pokoju rozbrzmiał głos Victora. 
-Jak wychodziłam wszystko było w porządku.-powiedziała Patricia
-Ja... położyłam mundurek na łóżku i... poszłam do łazienki. Nie wiem jak to się stało... nic nie było słychać... -Mara wtuliła się w Jerome'a. 
-Hmmm.... Chłopcy poustawiajcie łóżka...-Victor najwyraźniej również nie wiedział jak to mogło się stać.-Maro, ubierz się.
-Ale... moje ubrania... wszystkie są....
-U nas na pewno znajdzie się coś dla ciebie.-Nina spróbowała się uśmiechnąć do Mary. 
-Mhhmmm... zaraz przyjdę do waszego pokoju...-Jaffray otworzyła album na pierwszej stronie i wpatrywała się w resztki zdjęcia. Jedynego które było na tej stronie. Wszyscy oprócz niej i Jerome'a wyszli z pokoju. Po policzkach dziewczyny znowu zaczęły płynąć łzy. Clarke przytulił ją, a po chwili zastanowienia dotknął największego kawałka zdjęcia i wyszeptał kilka słów. Z albumu i podłogi zaczęły unosić się kawałki zdjęcia, przez chwilę wszystkie wirowały, by opaść na jego dłoń już jako całe zdjęcie. Jerome podał je Marze.
-To mój brat.-wyszeptała, a chłopak przyjrzał się dziecku ze zdjęcia. Chłopczyk wyglądał na jakieś osiem lat, był bardzo blady, miał duże zielone oczy i nie miał włosów... ani brwi i rzęs, ale wesoło się uśmiechał. Był bardzo szczupły, wychudzony, miał na sobie dresowe spodnie i kurtkę która wyglądała na dość ciepło, mimo, że, patrząc na drzewo za nim, była już późna wiosna, a słońce świeciło. 
-Liam miał raka. Kiedy miał robione to zdjęcie miał 10 lat.-Jaffray mówiła tak cicho, że gdyby blondyn stał kilka kroków dalej nic by nie usłyszał.-Był po chemioterapii i wszystko wskazywało, że się udało. Że będzie już zdrowy... Niestety już dwa tygodnie później lekarze wykryli, że nowotwór tylko się przerzucił. Zaatakował skórę i płuca... Liam walczył przez pół roku.-Mara wtuliła się w chłopaka i się rozpłakała.
-Będzie dobrze...-Jerome nie był w stanie powiedzieć nic więcej.
-Po prostu zostań ze mną.-szepnęła dziewczyna. 
Nagle drzwi się otworzyły i do pokoju zajrzała Nina. Clarke dał jej znak, żeby wyszła.

-Amber, przygotuj jej coś i chodź do szkoły. 
-Poczekajmy na nią.
-Coś mi mówi, że ani ona, ani Jerome nie pojawią się dziś w szkole...
-Ohhh... trzeba powiedzieć Trudy.-Amber podeszła do szafy i wyjęła kilka rzeczy, po czym razem z Niną zeszły na dół.
-Trudy!
-Tak gwiazdki?
-Mara i Jerome raczej nie pójdą do szkoły.
-Coś im się stało?-zmartwiła się opiekunka
-Wydaje mi się, że ten kto rozwalił pokój zniszczył coś bardzo dla niej ważnego.-powiedziała Nina-Teraz płacze, a Jerome siedzi tam razem z nią.
-Hmm... dobrze gwiazdki. Zawiadomię dyrektora. 
-Nina, co dokładnie tam widziałaś?
-Mara przytulała się do Jerome'a, trzymała w ręku zdjęcie w które oboje się wpatrywali. Ona płakała, a on też miał łzy w oczach. Kończyła coś mówić, ale nie słyszałam co. 
-Ohhh...-Amber nie mogła sobie tego wyobrazić. Mara płacze, przytula się do Jerome'a, opowiada mu coś-nie ma problemu. Jerome ją pociesza-no problemo, ale Jerome nigdy nie płakał. Nawet jak tu przyjechał. Kiedy noc w noc miał koszmary. Chyba cały dom budził wtedy krzykiem, ale nigdy w jego oczach nie pojawiły się łzy. Tak samo nigdy nie mówił o tych koszmarach... W sumie to chyba do tej pory nie wie, że krzyczał tak głośno, że wszyscy przybiegali do jego pokoju. A raczej pod jego pokój. Zwykle do środka wchodziła tylko Trudy, a resztę odprawiała do łóżek (włącznie z Victorem) nim Clarke zdążył się do końca obudzić.-Ale tą imprezę robimy, co? 
-Tak.-odpowiedziała Nina całkowicie nieświadoma rozmyślań przyjaciółki-Może to poprawi jej humor. A ją i Joy wyślemy na zakupy. W końcu wszystkie ich ciuchy są... w kawałkach.
-A Patricia?
-Hmm... ona jest nam potrzebna...
-A może wyślemy jeszcze Alfie'go, albo Jerome'a, to kupią coś na imprezę.-zaproponowała Amber.
-Hmm... tak, wydaje mi się, że to dobry pomysł.


A tak przy okazji, jest to również 200 notka! Z tej okazji bym coś napisała, ale nie mam pojęcia co... hmm... wiem! Wiecie skąd pomysł na to opowiadanie? Otóż wszystko zaczęło się pewnej nocy kiedy smacznie sobie spałam. Śniło mi się, że jestem u mojej cioci. Nagle wchodzą wszyscy z Domu Anubisa twierdząc, że przyszli na badania. Z pokoju wychodzi moja ciocia i wyczytuje imiona i nazwiska osób na badanie. A wtedy okazuje się, że ALFIE jest kolejnym wcieleniem TUTENCHAMONA. 
Jak widzicie trochę pozmieniałam, ale cóż, Alfie mi nie pasował. A, że według Egipcjan faraon był wcieleniem boga Ra... pozmieniałam kilka rzeczy i powstało to o to opowiadanie. I co o tym sądzicie!?
Agnes
PS. Nie będziecie się śmiać, co? :** 

sobota, 13 lipca 2013

Urodzinki!! - czyli statystyki, opowiadanie i dużo więcej ;D

Hej!
Tu Agnes. Paulinka niestety nie mogła napisać w tej notce za dużo... napisała opowiadanie. Więc zanim przejdziemy dalej wstawię je wam: 


Każdy chciałby w życiu przeżyć choć jedną przygodę pełną dramatu, ekscytującą, trzymającą w napięciu, ciekawą. Jednakże nie każdemu jest dane czegoś takiego doświadczyć. Niektórzy natomiast mają już dosyć takich przeżyć, chcą się wyciszyć, wieść spokojne życie u boku swojej ukochanej osoby. Los jednak jest zwykle tak okrutny, że często płata ludziom figle. Na taką właśnie egzystencję mogą narzekać mieszkańcy Domu Anubisa, czyli internatu, gdzie zło i zagrożenie życia są na porządku dziennym, a normalna doba to rzadkość. Od tego wszystkiego uczniowie mogą się odciąć jedynie w wakacje, a te właśnie się zakończyły...
Pod dom podjechała siódma z kolei, kruczoczarna taksówka. Wysiadły z niej dwie uśmiechnięte od ucha do ucha osoby - średniego wzrostu blondynka o długich włosach i towarzyszący jej brunet. Nastolatka wzięła głęboki oddech, zamknęła na chwilę oczy.
- Nic się tutaj nie zmieniło - odparła energicznie.
Miała rację. Wokół szkoły rosły równie przepiękne róże o różnym, żywym kolorze. Zapach zielonej, świeżo skoszonej trawy okalającej budynek uczelni czuć można było w promieniu około 500 metrów. Drzewa rosnące na jej terenie z każdym rokiem miały w sobie coraz więcej piękna i pozytywnej energii, która ożywiała każdego przechodnia. Budynek internatu kontrastował natomiast ze zwyczajną pozornie szkołą. Dom Anubisa nadal wyglądał upiornie, a z czasem wydawał się coraz straszniejszy. Jedynie zadbany, kolorowy ogród znajdujący się po prawej stronie internatu posiadał tę pozytywną, wolną od zła aurę.
- Pomóc ci z walizkami? - zapytał chłopak.
- Emm... Nie, dzięki Fabian, poradzę sobie - odrzekła.
Taksówka, którą przyjechali nastolatkowie, odjechała. Oni sami natomiast wzięli swoje bagaże i ruszyli w kierunku internatu.
- Jak myślisz, kto pierwszy nas zabije? Victor czy Trudy? - spytała Amerykanka.
- Raczej Trudy. W końcu mamy tydzień spóźnienia.
- W sumie masz rację, Victor cieszy się pewnie, że długa nas nie ma - uśmiechnęła się.
- Przynajmniej miał czas na ukrycie Corbiere'a - zaśmiali się, wchodząc jednocześnie do budynku.
W środku zastali tylko pustki i ciszę. Gdy chcieli już rozejść się do swoich pokoi, spostrzegli na schodach czyjąś sylwetkę. Był to dozorca - Victor, trzymający w dłoniach czarnego ptaka - kruka, Corbiere'a.
- Trzeci rok tutaj, a państwo nie nauczyli się pukać? Hm?! - zapytał wściekły.
- O, dzień dobry panu - przywitał się Fabian.
- Był dobry, póki się nie zjawiliście - przyznał oschle.
- Pan tak na pewno nie myśli - przedrzeźniała się z nim Nina.
Zapadła grobowa cisza.
- No i co się tak gapicie?! Do pokoi!! - krzyknął.
- Corbiere ma teraz takie fajne piórka. Co pan zrobił? - Fabian niemal wybuchnął śmiechem.
- A co cię to obchodzi? Wynocha!! - Victor nie mógł opanować swojej złości.
- Victorze! - członkowie Sibuny usłyszeli z salonu - Nie męcz ich tak, pewnie padają z nóg. Taki kawał drogi - Nina i Fabian zauważyli postać Trudy idącą w ich stronę.
- UGH! - burknął dozorca i czym prędzej udał się z wypchanym krukiem do swojego gabinetu.
- Och, gwiazdki, jak miło was widzieć - gospodyni przytuliła nastolatków - Pewnie umieracie z głodu. Rozpakujcie się i przyjdźcie do kuchni. Jakimś cudem Alfie nie pochłonął całego śniadania - uśmiechnęła się i tak szybko jak się pojawiła, tak samo szybko zniknęła wśród kuchennych szafek.
- Do zobaczenia w kuchni - rzekł brunet i uśmiechnął się do swojej dziewczyny. Ta odwzajemniła uśmiech i oboje ruszyli w kierunku swoich pokoi.
Victor tymczasem zaczął w gabinecie polerować swojego pupila.
- Wiem, Corbiere, wiem. Gdy nie było tych szczeniaków, było tak pięknie - mówił, głaskając kruka.
Usiadł na chwilę na wygodnym, miękkim, staromodnym fotelu i westchnął. Spojrzał na swoją dłoń, a dokładniej na palec, na którym nosił pierścień ze Łzą Złota.
- Ojcze, do czego mi ta Łza? - zapytał półszeptem samego siebie.
Wtem w gabinecie zamyślonego dozorcy rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu. Victor podniósł się ociężale z siedzenia i ze złością odebrał go.
- Słucham? - rzekł oschle do słuchawki - Jak to dopiero za tydzień? Miało być dzisiaj!! - krzyczał - Tak, bardzo jest mi to potrzebne. Gdyby nie było, raczej bym tego nie zamawiał!! - kłócił się - Daję panu 2 dni i ani sekundy dłużej! Do widzenia - rzucił słuchawką o swoje biurko. Wstał z fotela, podszedł do szyby i spojrzał w dół.
- Te bachory nie mogą się o niczym dowiedzieć, Corbiere. Już ja tego dopilnuję - zadeklarował swojemu krukowi.
W tym czasie Nina była już w pokoju i rozpakowywała swoją wielką, brązową walizkę z amerykańską flagą. W zakończone już wakacje dużo czasu spędziła z Amber. Pewne przysłowie mówi "z kim przestajesz, takim się stajesz". Nie inaczej jest i tym razem. W swej torbie zamiast - jak to co roku bywało - wielu książek o Egipcie, pamiętnika czy albumu ze zdjęciami, miała dużo szykownych sukien, wprost szytych na wytrawne kolacje u rodziny królewskiej czy okazjonalny, uroczysty bankiet, oraz wiele innych, drogich ubrań. Zdawałoby się, że to już nie ta sama Amerykanka, dla której najważniejsza jest rodzina oraz przyjaciele. Nic bardziej mylnego. Wszystkie drogie suknie i ubrania dostała właśnie od Amber na swoje 17. urodziny. Nina chciała zostawić to wszystko u siebie w domu, w Ameryce, ale przyjaciółka podstępem namówiła ją, by wzięła te prezenty do Domu Anubisa. Walizka Martin nie pomieściła wszystkich rzeczy od Millington, toteż niektóre z nich zostawiła po prostu w Stanach.
Fabian natomiast, wchodząc do swojego pokoju, miał ochotę puścić pawia, wyjść i już tam nie wracać. W każdym z czterech kątów pomieszczenia leżały brudne, zużyte, niewyprane majtki współlokatora. W całym pokoju śmierdziało majonezem. Źródłem tego zapachu była nieskończona kanapka z serem, pomidorem, jakimś sosem, majonezem, sałatą, tuńczykiem, ogórkiem kiszonym i jajkiem na twardo.
- Ja go chyba zatłukę... - odparł sam do siebie.
To nie był jednak koniec ohydztw. Niepościelone łóżko Eddiego i podłoga pełna jego brudnych ubrań dodawała ich pokojowi jeszcze paskudniejszego wyglądu. Fabiana doprowadził do furii jeszcze jeden fakt - miejsce na jego gitarę zajmowało w tamtej chwili wielkie zdjęcie Patricii z Millerem. Tego było już dość. Nie zamierzał tak tego zostawić. Wściekły Rutter natychmiast zdjął tę fotografię i położył na łóżko współlokatora. Wtem do pokoju wszedł nie kto inny niż Trudy.
- Fabian... - próbowała dokończyć swoją myśl, ale szczypiący zapach majonezu kompletnie ją zdezorientował - Co to za smród? - zapytała, zatykając sobie przy tym nos.
Brunet wzruszył tylko ramionami i westchnął.
- Chodź do kuchni, Nina dawno już tam jest i wypytuje się o ciebie - poinformowała go przy ciągle zatkanym nosie.
- Dobrze, tylko coś zrobię.
Opiekunka uśmiechnęła się i, ku swojej radości, wyszła. Fabian natomiast wziął swoją gitarę i powiesił w przeznaczonym dla niej miejscu. Po chwili, nie wiadomo czemu, spadła, a wraz z nią jakaś kartka. Zadziwiony Rutter podniósł ją. Nie krył swojego zdziwienia, gdy spojrzał na ostatnie słowa. Robert Frobisher-Smythe...


Hmm.... dziś są urodzinki bloga. W ciągu całego roku blog był wyświetlany aż... 30 738 razy!! A wszystkich komentarzy było 1592! Nie sądzicie, że to całkiem niezły wynik? 



Tego bloga czytali nie tylko ludzie z Polski, chociaż stąd było najwięcej wejść :)


Polska
27499
Stany Zjednoczone
946
Rosja
537
Francja
354
Wielka Brytania
146
Niemcy
98
Ukraina
36
Finlandia
14
Słowenia
14
Izrael
12

A teraz kto podział według przeglądarek:





Chrome
8740 (28%)
Firefox
8442 (27%)
Mobile Safari
4019 (13%)
Internet Explorer
3945 (12%)
Opera
2229 (7%)
Safari
1859 (6%)
NokiaBrowser
1130 (3%)
Dolfin
321 (1%)
Jasmine
9 (<1%)
NS8
9 (<1%)
Ja korzystam z Chroma, a wy? 

A teraz zgadnijcie który post był czytany najczęściej?
No dobra, powiem ;D
Fanfary poproszę!
Najczęściej czytaną notką jest... Scenariusz 1 autorstwa naszej kochanej Paulinki!!! 
Brawa dla niej!!!

A najczęściej odwiedzaną podstroną była zakładka... ,,Wasze scenariusze" 

Hmm... zapomniałam o najważniejszym!!
Torcik!!
A teraz wszyscy razem:
Sto lat, sto lat niech żyje, żyje nam,
Sto lat, sto lat niech żyje, żyje nam.
Jeszcze raz, jeszcze raz niech żyje nam
TEN BLOG!!!!

Dołączajcie do chórku!!!

Pozdrawiam
Agnes :**

PS. Kto chce taki tort na urodziny niech w komentarzu napisze ,,zamawiam"

czwartek, 11 lipca 2013

A więc tak / Pauline ^^

Hej! Na wstępie muszę powiadomić pozostałe autorki bloga o tym, że zmieniłam adres URL na ten, co był poprzednio. Dlaczego? A dlatego, że po zmianie wszyscy myśleli, że ten blog już nie istnieje. Dziewczyny, gdy jakiś użytkownik bloggera chce zaobserwować dany blog, to kopiuje ów adres URL bloga i taki on musi pozostać, inaczej pulpit nawigacyjny nie informuje owej osoby o dodaniu nowej notki, a inne blogi wyświetlają wtedy informację, że "blog o podanym adresie nie istnieje". Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe. Chciałam po prostu to naprawić (czy mi się udało? tego nie wiem).
Druga sprawa to rocznica bloga. Tak, moi drodzy, mamy 11 lipca. Bloga założyłam w piątek, 13 lipca 2012 r. Nie wiem, czy zrobić coś z tej okazji, nie mam przekonania. Jest w ogóle sens? Przez to zamieszanie z tym adresem URL wszyscy myślą, że ten blog upadł, a on przecież wciąż istnieje. Jeszcze rok temu inaczej sobie to wszystko wyobrażałam. Ale, jak to mówią moi przyjaciele, "życie to nie je bajka". Do (chyba) zobaczenia w kolejnej notce.
Pozdrawiam,

Pauline ^^

PS Wiem, że ta notka w ogóle nie trzyma się kupy, jest chaotycznie napisana itd., ale bardzo mi się spieszy. A i zapomniałabym - tęskniłam za wami :D

PPS A wiecie, że to już 199 notka? C: