sobota, 15 grudnia 2012

Rozdział 15/Agnes

Rozdział 15
Na kolacji nikt z nikim nie rozmawiał. Alfie, Eddie i Jerome, mimo, że nie musieli przyzwyczaić się do faktu, że biologicznym ojcem Jerome'a i Poppy jest Anubis, nie mieli ochoty rozmawiać. Jedynie Willow, która o niczym nie wiedziała, co kilka minut próbowała zacząć rozmowę, jednak w końcu się poddała. Kiedy wszyscy zjedli poszli do pokoju Niny i Amber.
-OK, Jerome, opowiadaj dalej.-powiedział z uśmiechem Alfie, kiedy tylko drzwi się zamknęły.
-Tata pomagał mi, kiedy zorientował się co się dzieje i akurat nie był pijany...
-W takim razie dlaczego nie chciałeś nawet odwiedzić go, jak był w więzieniu?-zapytała Patricia
-Zwykle kiedy mi pomagał, byłem w bardzo złym stanie, następnego dnia nie pamiętałem już tego. Kiedy się urodziła Poppy, tata wmówił mu, że to on jest jego biologicznym ojcem. Anubis na szczęście w to uwierzył. Kiedy tata trafił do więzienia, mama wysłała mnie do szkoły z internatem, ale Anubis bez trudu znalazł mnie tam i zaczął niszczyć życie. Kiedy miałem 7 lat nauczyłem się, ukrywać, co potrafię i nie miał już tak łatwo. Eddie'go poznałem kiedy mieliśmy po 10 lat. Byłem bardzo zdenerwowany, a on był świadkiem tego co się stało. To było na jakimś obozie.
-Dlaczego nie powiedzieliście, że się znacie?-zapytał Fabian
-Nie poznałem go.-przyznał Eddie-A kiedy wreszcie przypomniałem go sobie, stwierdziliśmy, że lepiej będzie, jeśli nikt nie będzie nic wiedział.
-To mniej więcej tyle.-powiedział Jerome-Jakieś pytania?
-Tak-powiedziała Amber-Rufus. Dlaczego nie zrobiłeś czegoś z nim, tylko dawałeś się zastraszyć?
-Nie byłem pewien, czy pamiętam jak użyć mojej... mocy odpowiednio. Zaskoczył mnie, a ja jednak nie chciałem zrobić mu większej krzywdy. Ale nie miałem też zamiaru pozwolić mu, skrzywdzić was. Kiedy, na balu, uwięził nas w tamtej klasie, przypilnowałem, żeby tamte moskity wam nie mogły zagrozić. To było... jak antidotum.
-W tamtym roku, również nie chciałeś się ujawniać?-zapytała Patricia
-Tak jakby. Anubis mnie szukał. A, szczerze mówiąc, wolałem mieć na karku Rufusa niż niego. Poza tym wiedziałem, że będziecie mnie szukać.
-Chodzi mi o Senkharę.
-Ona jest duchem. Jedyne co mogłem robić, to pilnować, by was nie zabiła. Zrozumcie, nie używałem praktycznie mocy od lat. Jedynie tarcza, żeby miał trudniej mnie znaleźć i ta, którą nałożyłem na was kilka miesięcy wcześniej.-Sibuna pokiwała głowami
-A z Marą zerwałeś, bo chciałeś, żeby była bezpieczniejsza?-dopytywała się Amber
-Tak, niestety to nie podziałało.-Jerome posmutniał
-Na dziś chyba wystarczy wyjaśnień.-powiedział Alfie-Siedzimy tu odkąd wróciliśmy ze szkoły, a Victor zaraz wyskoczy ze szpilką.
-Dopiero wróciliśmy z kolacji.-powiedziała Nina, a po chwili dodała-Ale faktycznie, siedzimy tu cały dzień. Jutro zebranie w przy wypalonym drzewie.
Jerome, Alfie i Poppy wyszli po chwili, a reszta kilka minut później.
-Gwiazdki! Chodźcie szybko!!
-O co chodzi?-zapytała Nina, kiedy weszła do salonu, a za nią Patricia, Eddie i Joy
-Mara czuje się już lepiej. Jest w stanie stabilnym, ale lekarze nie potrafią powiedzieć kiedy się obudzi.
-Co się stało Marze?-wszyscy usłyszeli głos... Micka.
-Mick! Co ty tu robisz?-zapytał Fabian
-Za tydzień urodziny Mary. Napisałem, że przyjadę.
-Całkiem o tym zapomniałam.-powiedziała Nina z przepraszającym uśmiechem-Mara straciła przytomność i wylądowała w szpitalu.
-Jutro po szkole Jerome do niej jedzie.-powiedział  nagle Alfie-Lekarz powiedział, że może odwiedzić ją tylko jedna osoba.
-Aha...-powiedział Mick, a Jerome rzucił Alfie'mu wściekłe spojrzenie. Kilka minut później Jerome i Alfie poszli do pokoju.
-O co ci chodzi?-zapytał Alfie-I tak musisz powiedzieć Marze i ją przeprosić. Hmmm... Tak właściwie, to głównie przeprosić.
-Masz rację.
Następnego dnia po szkole Jerome pojechał do szpitala.
-Nic jej nie będzie. On nie chciał jej zabić.-cicho powiedział do niego jakiś lekarz. Dopiero po chwili rozpoznał w nim Setha.
-Jak to?
-Nie wiem. Porozmawiamy później.
Jerome wszedł do sali w której leżała Mara. Siadł na łóżku obok niej i nie ruszał się przez godzinę. Później przyszła pielęgniarka i kazała mu wyjść.
-Doktor Wilianson powiedział, że musi zrobić jej jeszcze kilka badań.
-Doktor Wilianson? To ten nowy?
-Tak.
-Wydaje mi się, że nie będzie miał nic przeciwko, jeśli zostanę.-powiedział chłopak, na co pielęgniarka wzruszyła ramionami i wyszła.

Kilka minut temu dowiedziałam się, że chcesz odejść Paulino. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. W końcu ten blog bez Ciebie nie istnieje! Przynajmniej moim zdaniem.

8 komentarzy:

  1. Świeeetny ;***
    Jak to nie istnieje, jak istnieje? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Hihi.....boski:***@* nadrobić ten miesiąc jest trudno xD
    A i Paulinkę to coś tam w główce uwiera i to bardzo mocno, tak jak Patrycję!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Super.<3
    PS.Marzena wiec ile tu się działo jak ciebie nie było. KOSZMAR...

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny!!! :D <3 Nie mogę się doczekać następnego rozdziału :D!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na następny :D
    Świetne opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajne : ) Zapraszam do siebie dopiero zaczynam.
    http://sibuna-reawakening.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń