środa, 14 listopada 2012

Rozdział 11/Agnes

Rozdział 11
-Jerome!-Krzyknęła pani Clarke kilka minut po wyjściu męża.
-Co, mamo?
-Chodź do mnie na chwilę.
-Już!-odkrzyknął i wstał. Minutę później był już w pokoju mamy.-O co chodzi?
-O twojego tatę.
-A dokładniej?-Jerome nie specjalnie wiedział o kogo chodziło jego mamie.
-John-zaczęła, a chłopak zrozumiał, że chodzi o NIEGO-mówił, że tata cię bił. Co ty na to?
-Ja na to, że nie pamiętam za bardzo tych spotkań. Nie miałem nawet sześciu lat. Ale nawet jeśli ON mnie nie bił, to teraz postanowił uprzykrzyć mi życie.
-A John cię bił? Albo Poppy?-zapytała
-Tak, tacie się zdarzało. Ale tylko mnie, Poppy nigdy.
-John nie jest twoim ojcem.-Pani Clarke nie była zadowolona, ze jej syn uważa się za syna tego człowieka.
-ON jest tylko moim biologicznym ojcem, a to i tak za dużo.-Jerome podkreślił ,,ON"
-Jerome, dlaczego tak bardzo go nienawidzisz? On nas kocha.-kobieta wydawała się załamana.
-Mamo, czy gdyby nas kochał kazałby ci zabierać mnie i Poppy ze szkoły? Czy gdyby cię kochał, KAZAŁBY ci coś robić, nieważne czy chcesz, czy nie? Mamo przejrzyj wreszcie na oczy i odpowiedz.
Pani Clarke przez chwilę nie odzywała się. Po kilku minutach zapytała cicho:
-Dlaczego nie chcecie wyjeżdżać?
-Mamy tam przyjaciół. Mieszkałem w tej szkole przez kilka lat. Tamci ludzie byli dla mnie jak rodzina.
-A dla Poppy?
-Jej zapytaj.-powiedział Jerome-Miejmy też nadzieję, że nie słyszała kłótni twojej z tatą. Ona nie może się dowiedzieć.
-Masz rację.-powiedziała pani Clarke, po kolejnych kilku minutach, całkowicie zaskakując tym syna-Już od jakiegoś czasu myślałam nad tym co dziś powiedziałeś. Nie pomogę mu waz znaleźć.
-Dziękuję mamo.-powiedział cicho zaskoczony Jerome. W tamtej chwili był jednocześnie szczęśliwy i wściekły na siebie. Był szczęśliwy, bo jego mama wreszcie zrozumiała, że ON jej nie kochał. A był wściekły, bo to oznacza, że wraca do DA. Oczywiście chciał wrócić do przyjaciół, ale to sprawiało, że wszyscy byli w niebezpieczeństwie.
Gdy po lekcjach Mara i Willow wróciły do DA zobaczyły Poppy.
-Hej! Zostajemy tu. Mama powiedziała, że tata ją przekonał.-powiedziała uśmiechając się.
-To świetnie!-Mara, w przeciwieństwie do Willow, była równie szczęśliwa jak Poppy.
Pół godziny później, na obiad wróciła Sibuna. Gdy wszyscy weszli do jadalni zobaczyli Jerome'a.
-Zostajemy!-Poppy szczęśliwa przybiegła z kuchni i siadła do stołu.
-Super!-krzyknęła Amber równie szczęśliwa jak Poppy, a po chwili powiedziała cicho do Jerome'a-Spotkanie Sibuny zaraz po obiedzie. W moim pokoju.
-OK, a tak właściwie to miałaś sen?-zapytał blondyn Ninę, która siedziała ze smutną miną.
-Tak, musimy o tym porozmawiać.-odpowiedziała dziewczyna, teraz dodatkowo ze strachem w oczach.
Gdy  zjedli, członkowie Sibuny  poszli na zebranie. Nikt nie wiedział czego Nina dowiedziała się w śnie, ponieważ nie powiedziała na ten temat za dużo. Jedynie: ,,Tak, miałam sen. Opowiem wszystko później." Amber powiedziała, że wybrana w nocy mamrotała, a nad ranem obudziła się z krzykiem i łzami w oczach.
-Są już wszyscy?-zapytała Patricia w chwili gdy wszedł Eddie.-OK, teraz są wszyscy. Nino, powiesz nam wreszcie co usłyszałaś?
-Tak.-dziewczyna siadła na łóżku i na chwilę zamknęła oczy. Po chwili zaczęła mówić-Na początku usłyszałam trzask, a chwilę potem zobaczyłam palącą się świecę. Gdy ruszyłam w tamtą stronę zahaczyłam o coś. Kiedy wstałam nie widziałam już palącej się świecy, ani żadnej innej. Kilka sekund później usłyszałam głos. Pytał się, czy znalazłam osobę, która ma moc Sary. Powiedziałam mu, że to może być Victor.-Nina przerwała
-I co powiedział? To on?-zapytał Fabian
-Nie wiem. Nie powiedział nic.
-To tyle?-odezwał się Alfie. Widać oczekiwał czegoś więcej po tym, jak dziewczyna cały dzień to ukrywała.
-Nie.-Ninie głos się załamywał.-Potem usłyszałam ten głos, który słyszeliśmy wszyscy. Powiedział, żebym pożegnała jego syna, bo...
-Bo co?-Jerome nie wytrzymał. Wszyscy spojrzeli się na niego, jakby chcieli dać mu w głowę.
-Powiedział, że jeśli on, jego syn, nie chce do niego przyjść z własnej woli, zmusi go do tego. Będzie zabierał, każdego dnia jedną osobę, póki...
-Ten ktoś,-Eddie zaczął powoli i spokojnie-chce, żeby jego syn do niego przyszedł?
-Albo my zapłacimy życiem?-Fabian powiedział, to co zwykle mawiała Senkhara.
-Nie powiedział, że nas zabije, ale co miałby zrobić? Zabrać nas na ucztę?-Nina rozpłakała się.


Jest kolejny (trochę krótki i bardzo nudny) rozdział. Pewnie większość osób już wie, o kogo chodzi. :)

8 komentarzy: